Dziś przelew bankowy można zrobić praktycznie o każdej porze z dowolnego miejsca, a wszystko zajmuje kilka minut. Problemem nie jest też przekazanie pieniędzy w dowolnej walucie w dowolne miejsce na świecie, i to bez konieczności posiadania konta. Trzeba jednak pamiętać, że elektronizacja bardzo ułatwia życie także skarbówce, która ma oko na to, co dzieje się nie tylko w bankach. Jej czujność może wzbudzić również częste korzystanie z firm oferujących międzynarodowe przekazy pieniężne. A gdy okaże się, że klient oficjalnie zarabia mało, a za granicę przesyła krocie, wystawi bardzo słony rachunek. Przestrogą niech będzie sprawa, która trafiła ostatnio na wokandę Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Niewiele w rozliczeniu
Chodziło o małżonków, którym fiskus zarzucił ukrywanie dochodów. A na ich trop skarbówka wpadła w związku z zagranicznymi przekazami płatniczymi. Z informacji uzyskanej od generalnego inspektora informacji finansowej wynikało bowiem, że w 2009 r. mąż został zidentyfikowany jako osoba dokonująca wpłat w banku, za którego pośrednictwem, ale bez użycia konta, skorzystał z usługi umożliwiającej przekazanie środków na rzecz różnych beneficjentów zagranicznych. Operacje po przeliczeniu na złotówki w sumie opiewały na ponad 350 tys. zł. Tymczasem w PIT-37 za 2009 r. mężczyzna wykazał zaledwie nieco ponad 11 tys. zł przychodu.
Skarbówka postanowiła przyjrzeć się bliżej finansom małżonków. Analiza ich dochodów i wydatków w latach 2003–2008 wykazała zaś, że nie mogli zgromadzić żadnych oszczędności. W konsekwencji fiskus zażądał sankcyjnych 75 proc. PIT od tzw. nieujawnionych źródeł.
Mężczyzna bronił się, że środki przekazywane za granicę stanowiły własność jego siostry. Jego rola miała polegać tylko na przyjmowaniu pożyczonych przez nią pieniędzy na zakup suplementów diety i przekazywaniu kontrahentom.
Czytaj także: