W 1971 roku fakty stały się zbyt widoczne, by można je było zignorować. Mobutu zmienił nazwę kraju na Zair – to dawne rodzime słowo oznaczało „rzekę, która połyka wszystkie rzeki". Tę samą nazwę otrzymała wielka rzeka. Jak również waluta.
Leopoldville przemianowano na Kinszasę, Stanleyville na Kisangani. Nawet ludziom kazano się przechrzcić. Studenci mieli podać swoje nowe imiona do uniwersyteckiego rejestru. Mobutu chciał, by naród był prawdziwie afrykański, nieskażony pozostałościami europejskiego ucisku. Dlatego należało zmienić imiona tak, by miały rodzime brzmienie. (...) Joseph Désiré Mobutu nazwał się Mobutu Sese Seko Kuku Ngbendu Wa Za Banga. Podobno oznacza to „wszechpotężny wojownik, który dzięki swej wytrzymałości będzie kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, pozostawiając za sobą zgliszcza", choć inni mówią, że można to łatwo przetłumaczyć jako „kogut, który wskakuje na wszystko, co się rusza".
Za sprawą zwyżkujących cen miedzi pod koniec lat sześćdziesiątych, szczęśliwego zbiegu okoliczności, który stwarzał złudzenie, że Mobutu w jakiś sposób potrafi pokierować gospodarką, ten niegdyś ostrożny przywódca nabrał pewności siebie. Zairyzacja kraju, którą Mobutu nazywał „programem autentyczności", miała jakoby służyć przywróceniu ludowi jakiejś wyidealizowanej wersji przeszłości z czasów, zanim się pojawił Leopold, król Belgów. W rzeczywistości była to seria populistycznych dekretów, które odwracały uwagę od istotniejszej kwestii, co się dzieje z pieniędzmi. Większość ludności przyjęła to bez entuzjazmu. Zairyzacja Konga oznaczała sklecony naprędce afrykański Disneyland ożywiany dziwactwami Mobutu. Pomysł kapelusza z lamparciej skóry przejął od niektórych z blisko 450 wodzów plemiennych Zairu, lecz nosił go na sposób zachodni, zawsze zawadiacko przekrzywiony na bakier, co uznawał za własny znak firmowy. Do tego kurtka z wysokim kołnierzem, czyli abakost. Stała się ona strojem zwolenników Mobutu, choć najprawdopodobniej pomysł zrodził się podczas wizyty u przewodniczącego Mao. Wszechobecny fular to szesnastowieczny europejski rekwizyt, należący więc do dziedzictwa, które Mobutu chciał przekreślić. Przywódca kreował swój wizerunek, który miał się stać emblematem nowego narodu: jego kapelusz w połączeniu z okularami w grubej oprawie to marzenie stylisty, awatar poprzedzający media społecznościowe i rozprzestrzeniający się jak wiral.
Zmuszając swoich poddanych do cofnięcia się w czasie, sam Mobutu także kroczył wstecz poprzez historię, jakoby szukając autentycznego dziedzictwa, choć nie w wydaniu afrykańskim. Jego wyborem był francuski renesans. Dziedzictwo kolonialne, ostro potępiane publicznie, rzuciło na niego urok, któremu nie potrafił się oprzeć.