Przede wszystkim muszę wyrazić moją wdzięczność za to, że Jarosława sprawiedliwego do zdrowia przywiodłeś. Jego choroba i późniejsza rekonwalescencja przedłużały się, co groziło nie tylko rozpadem jego formacji (niektórzy już szukali następcy), ale wręcz rewolucją, na którą ten kraj po rewolcie Jarosława gotów nie jest. Sam Jarosław tuż po powrocie pojawił się i przemówił publicznie. Oświadczył m.in., że nie zamierza wyprowadzać kraju ze wspólnego europejskiego domu. Mówił jeszcze o paru innych sprawach, ale to w moim przekonaniu było najważniejsze. Nie potrzeba bowiem żadnych murów, tylko mostów.
Są rzecz jasna sprawy, które nie idą najlepiej. Pokrótce je omówię. Po pierwsze, prawi i sprawiedliwi wciąż nie mogą poradzić sobie z professoressą Krystyną, która nieustannie obraża nie tylko przeciwników politycznych, ale także zwyczajnych ludzi. Twoje przykazanie, by miłować także swoich wrogów, ma za nic. Doprawdy nie pojmuję, jak taki człowiek śmie nazywać siebie chrześcijaninem. Inna rzecz, że pewien zakonnik z Torunia nie widzi w tym niczego złego i ciągle zaprasza ją do występów w swoich mediach. Tym samym legitymizuje jej działalność. Kółko się zamyka, a professoressa jest przekonana o słuszności swych racji.
Po drugie, źle idzie u Andrzeja z Pałacu. Coraz częściej zauważalny jest u niego brak opanowania i wpadanie w gniew. Nie wiem, czy jest to wynik jakichś nieporozumień z żoną, może ze współpracownikami, a może stres związany z wyborami, które już za półtora roku. Powiadają, że w jego otoczeniu nie dzieje się najlepiej i lada moment coś tam wybuchnie. W ostatnich dniach np. opuścił go złotousty Krzysztof. Stwierdził, że osiągnął już taki wiek, który nakazuje podjęcie ważnych decyzji. No i Andrzej został sam.
Sprawa trzecia. Jak wiesz, wkroczyliśmy tu w istny maraton różnorakich wyborów. Pierwsze przed nami. Prawi i sprawiedliwi traktują je jako sprawdzian swych trzyletnich już rządów i prężą muskuły. Prężą je także inni. Grzegorz z rampy z Katarzyną matematyczką, zielony Władysław, a także żółtawy Włodzimierz (możesz go nie znać, bo on raczej od nas stroni). Ileż tu, mój drogi Siewco, obiecywania i przekonywania, że tylko my jesteśmy najlepsi. Można byłoby to wszystko przyjąć – sęk w tym, że większość z tego to kłamstwa lub niedopowiedzenia. Niewiele z tego potem da się zrealizować. Mniejsza o to, ja bowiem skupiam się na tym, by w czasie tej kampanii nie pozabijali się nawzajem. I w tej sprawie usilnie proszę o wsparcie.
I temat ostatni. Jest tu wąsaty Lech. Niegdyś elektryk, laureat jednej z najważniejszych nagród na świecie, potem nawet prezydent. Możesz mu szepnąć słowo, że w obcisłej koszulce z napisem „KONSTYTUCJA" i szelkami wygląda komicznie? Już lepiej niech znaczek z Twoją matką w klapie nosi.