Paweł Machcewicz i Rafał Wnuk o Muzeum II Wojny Światowej

Jeśli obecny rząd nie dopuści do otwarcia gotowej już praktycznie gdańskiej wystawy, będzie to najbrutalniejsza, bezprecedensowa w wolnej Polsce ingerencja w autonomię instytucji kultury i sferę historii w wymiarze publicznym.

Aktualizacja: 07.08.2016 08:39 Publikacja: 07.08.2016 00:01

Paweł Machcewicz i Rafał Wnuk o Muzeum II Wojny Światowej

Foto: Plus Minus, Mirosław Owczarek

W połowie grudnia 2015 r. jeden z urzędników Ministerstwa Kultury zwrócił się do dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku o przesłanie informacji dotyczącej wystawy głównej. Poprosił przy tym, by był to dokument zwięzły i syntetyczny. Dostosowując się do tej prośby, szybko przygotowaliśmy „Program funkcjonalno-użytkowy wystawy głównej Muzeum II Wojny Światowej", czyli 75-stronicowe omówienie głównych sekcji wystawy ilustrowane fotografiami wybranych eksponatów. Dołączyliśmy do niego szereg załączników (wizualizacje, plany, wykaz gablot i multimediów), które uznaliśmy za absolutnie niezbędne dla zrozumienia charakteru wystawy. Całość przekazaliśmy do Ministerstwa Kultury na początku stycznia 2016 r. Trzy miesiące później wśród historyków pojawiła się pogłoska o istnieniu kilku recenzji wystawy głównej. Na ich zawartość powoływał się potem minister Piotr Gliński. W lipcu, na wniosek prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, zostały one ujawnione. Recenzentami okazali się dr hab. Piotr Niwiński, redaktor Piotr Semka i prof. Jan Żaryn.

Chybione zarzuty

Praca recenzenta jest niezwykle odpowiedzialna. Obowiązkiem jego jest dokładne, uważne przestudiowanie otrzymanego materiału, zrozumienie zawartych w nim treści, rzetelne jego omówienie i przedstawianie mocnych i słabych stron całości. Warunkiem koniecznym uczciwej recenzji jest szczególna dbałość o zachowanie obiektywizmu.

Recenzenci z pierwszej strony „Programu funkcjonalno-użytkowego" dowiedzieli się, że wystawy „nie da się jednak w pełni przedstawić bez odpowiedniej dokumentacji technicznej. Analizując niniejszy dokument należy się więc posiłkować planami całości wystawy i jej poszczególnych części, przekrojami technicznymi oraz tzw. tabelą interwencji, w której wymieniono wszystkie elementy składowe scenografii". Prof. Jan Żaryn, dr hab. Piotr Niwiński i red. Piotr Semka ani nie sięgnęli do przekazanej ministerstwu dokumentacji, ani nie zwrócili się do Muzeum II Wojny Światowej o dosłanie dodatkowych materiałów. Nie mogli więc swej pracy wykonać rzetelnie.

Recenzenci z dużą nonszalancją podeszli nawet do lektury tych kilkudziesięciu stron tekstu. Oto garść przykładów. Piotr Semka zarzuca, że nie ma „ani słowa o masakrze na Woli w trakcie Powstania Warszawskiego". W rzeczywistości wystawa obszernie przedstawia zarówno powstanie, jak i wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy cywilnych mieszkańców Woli, sygnalizuje to „Program funkcjonalno-użytkowy" i jest w nim nawet zdjęcie eksponatu z podpisem: „Dziecięcy bucik należący do jednej z ofiar rzezi cywilnych mieszkańców Woli podczas Powstania Warszawskiego". Bezpodstawnie zarzucił nam też „niewyodrębnienie jako osobnej przestrzeni z tematu sporów etnicznych – rzezi Polaków na Wołyniu", co opatrzył komentarzem: „To prawdziwy skandal".

W rzeczywistości Muzeum II Wojny Światowej przedstawia ukraińskie zbrodnie na Polakach na Wołyniu jako wyodrębnioną część w oddzielnej sekcji wystawy. Obok Wołynia pokazujemy mordy chorwackich ustaszy na Serbach, Żydach i Romach. Obie zbrodnie mają cechy wspólne: były ludobójczymi czystkami etnicznymi, których nie dokonali Niemcy. Wyraźnie o tym mówi oceniany przez Semkę dokument, w którym można znaleźć zdjęcie poruszających eksponatów pozyskanych przez muzeum z podpisem „Medaliki znalezione w grobach Polaków pomordowanych przez UPA w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej w 1943 r.".

Prof. Żaryn zarzuca nam m.in. brak zdjęć Juliena Bryana w części poświęconej oblężeniu Warszawy, podczas gdy jasno piszemy, że ta część wystawy jest zbudowana głównie przy użyciu „zdjęć i filmu amerykańskiego korespondenta Juliena Bryana". To tylko nieliczne spośród wielu przykładów wskazujących, że recenzenci nie wypełnili obowiązku uważnego przestudiowania otrzymanego materiału. Zdecydowana większość zarzutów braku na wystawie rozmaitych wątków jest całkowicie chybiona. Są one na niej obecne, tyle tylko, że autorzy recenzji nie byli w stanie ich znaleźć.

Recenzenci zaangażowani

Niezrozumienie, czym jest wystawa, w połączeniu z brakiem umiejętności czytania dokumentów doprowadziły m.in. do postawienia absurdalnego, powtórzonego wielokrotnie i traktowanego przez Piotra Niwińskiego jako jeden z najważniejszych, zarzutu o braku multimediów. Dostrzegł on na wystawie tylko trzy stanowiska multimedialne. W rzeczywistości jest ich 240. Co gorsza, recenzenci nie rozumieją reguł tworzenia narracji muzealnej. Wystawa muzealna to nie monografia historyczna. Kluczową rolę odgrywają w niej autentyczne przedmioty. Często mówią one więcej niż wiele stron tekstu, którego przeciętny zwiedzający i tak nie przeczyta. Eksponaty mogą budować dramaturgię, wywoływać empatię zwiedzających, tak jak wspomniany bucik dziecka zamordowanego na Woli czy medaliki Polaków zamordowanych w dwóch wsiach na Wołyniu. Wystawy nie da się analizować tylko przez tekst, ale trzeba koniecznie brać pod uwagę jej wymiar przestrzenny, scenografię, eksponaty, które są często ważniejsze niż słowa.

Redaktor Piotr Semka i prof. Jan Żaryn od kilku lat wytrwale zwalczali koncepcję Muzeum II Wojny Światowej. Jako publicyści mają do tego pełne prawo. W chwili jednak, gdy podjęli się roli recenzentów, ich obowiązkiem było odłożenie na bok osobistych przekonań i zdobycie się na niezaangażowaną, możliwie obiektywną ocenę. Ze smutkiem stwierdzamy, iż nie zrobili oni najmniejszego wysiłku w tym kierunku. Choć swoje teksty nazwali recenzjami, to nie spełniają one żadnego z wymagań powszechnie stawianych tym ostatnim.

Swoją drogą, zamówienie przez ministra kultury recenzji u osób od lat występujących przeciwko Muzeum II Wojny Światowej z góry przesądzało, jaki będzie ich wydźwięk. Ma to niewiele wspólnego z regułami obiektywnej oceny. Minister Piotr Gliński, profesor socjologii z uznanym dorobkiem naukowym, powinien zdawać sobie z tego sprawę.

Recenzentom bardzo przeszkadza sposób rozłożenia akcentów na wystawie głównej. Są przeciwni temu, by opowieść muzealna mówiła o straszliwym doświadczeniu wojennym szarego człowieka, zwłaszcza ludności cywilnej. Niwiński pisze, że „zasadniczo jest to więc muzeum martyrologii", „podkreślanego nieszczęścia ludzkiego", „dominacji nieszczęścia nad innymi cechami". Według niego brak w muzeum „drugiej strony wojny – hartowania człowieka" (u red. Semki występuje niemal jednobrzmiące „hartowanie się charakterów"), zauważa „dominację przykładów negatywnych wojny, a nie pozytywnych". Prowadzi to do sformułowania mocnego zarzutu (podobny wysuwa też prof. Żaryn): „Najwłaściwsze byłoby podsumowanie całości przekazu znanym sformułowaniem z czasów PRL – »Nigdy więcej wojny«".

Istotnie pokazujemy II wojnę w kategoriach wielkiego zła i ogromu cierpienia. W centrum naszej uwagi znajdują się miliony mordowanych, prześladowanych, cierpiących cywilów. Uważamy to za nasz moralny obowiązek i jesteśmy przekonani, że muzeum, które odrzucałoby taką perspektywę, deformowałoby obraz wojny i sprzeniewierzało się swoim celom. II wojna różniła się od wszystkich poprzednich tym, że jej ofiarą była przede wszystkim ludność cywilna, a agresorzy – przede wszystkim III Rzesza i Związek Radziecki – świadomie i w zaplanowany, systematyczny sposób prowadzili politykę ludobójstwa wobec grup etnicznych, rasowych i społecznych.

Podczas wojny zginęło ponad 200 tys. obywateli polskich walczących z bronią w ręku, których los wielokrotnie w muzeum przypominamy i którym oddajemy hołd. Nieporównanie większe były jednak straty cywilne. Zamordowano ponad 5 mln ludzi: ok. 3 mln polskich Żydów i ponad 2 mln etnicznych Polaków. Zginęli na ogół śmiercią straszniejszą niż żołnierska: w komorach gazowych, obozach koncentracyjnych, egzekucjach, jak na Pomorzu w 1939 r., w Palmirach czy na Woli w trakcie Powstania Warszawskiego. Jest dla nas zdumiewające, że twórcy muzeum powstającego w Polsce, która poniosła w wojnie tak potworne straty, muszą się tłumaczyć z takiej perspektywy przyjętej przy tworzeniu wystawy.

Nie możemy się także zgodzić, że przesłanie „Nigdy więcej wojny" jest tworem propagandy PRL. Ma ono w istocie głęboko chrześcijańskie znaczenie. Taki apel wygłosił papież Paweł VI w trakcie swojej pierwszej wizyty w Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1965 r. Słowa te powtórzył Jan Paweł II w 2003 r. Powiedział wówczas również, nawiązując do II wojny światowej: „Rozmiar strat poniesionych, a bardziej jeszcze rozmiar cierpień zadanych osobom, rodzinom, środowiskom, jest zaprawdę trudny do wyliczenia. (...) Wojna toczyła się nie tylko na frontach, lecz jako wojna totalna uderzała w całe społeczeństwa. Deportowano całe środowiska. Tysiące osób stawały się ofiarą więzień, tortur i egzekucji. Ginęli ludzie pozostający poza zasięgiem działań wojennych jako ofiary bombardowań oraz systematycznego terroru, którego zorganizowanym środkiem były koncentracyjne obozy pracy, które zamieniały się w obozy śmierci". Taka wizja wojny – którą z pewnością Piotr Niwiński uznałby za zbyt „negatywną" – i losów ludności cywilnej bliska jest twórcom wystawy Muzeum II Wojny Światowej.

Niegodne oskarżenia

Jest to jednocześnie muzeum walki i heroizmu, wbrew temu, co mówią recenzenci. Sekcja „Opór" należy do najbardziej rozbudowanych, a przedstawienie Polskiego Państwa Podziemnego jest bardzo szczegółowe i kompleksowe, co doceniają sami recenzenci. Przedstawiamy je zresztą nie tylko poprzez walkę zbrojną, ale i poprzez prezentację jego wszystkich cywilnych agend: podziemnego życia politycznego, prasy, sądownictwa, tajnego nauczania, pomocy Żydom czy więźniom. Ten cywilny wymiar PPP stanowił o jego wyjątkowości na tle ruchu oporu w innych okupowanych krajach i powinien być szczególnie wyeksponowany.

Prof. Żaryn nasze podejście nazywa pseudouniwersalizmem. Nie wiemy, co według niego kryje się pod tym pojęciem. Uniwersalizm natomiast jest dla nas pozytywną wartością. W kontekście wystawy rozumiemy go jako zdolność rozumienia uczuć oraz cierpień innych ludzi i narodów, jak również takiego przedstawiania własnych uczuć i cierpień, by były one zrozumiałe dla ludzi innych narodowości, a nawet innych kręgów kulturowych. W taki sposób staraliśmy się konstruować narrację muzealną. Nie uważamy przy tym, by polska duma narodowa i wyjątkowe cechy naszej historii cokolwiek traciły, jeżeli polskie doświadczenia zostaną pokazane w kontekście europejskim i światowym. Jest wręcz przeciwnie, dopiero w takim ujęciu zwiedzający będzie w stanie zrozumieć, na czym polegała istota polskiego doświadczenia historycznego.

Minister Gliński i red. Piotr Semka zarzucili nam, że po ostatnich wyborach w panice zmienialiśmy kształt wystawy głównej, „polonizując" ją. Tymczasem wybór eksponatów na wystawę główną i prace nad podpisami zostały zamknięte wiosną 2014 r. i w maju tego samego roku zostały przekazane do tłumaczenia na język angielski, co łatwo można sprawdzić w dostępnych dokumentach. Od tamtego czasu zmiany były wprowadzane tylko wtedy, gdy do naszych zbiorów trafiał jakiś wyjątkowo wartościowy eksponat, który chcieliśmy włączyć do wystawy. Zdobyliśmy m.in. łuski pochodzące z egzekucji dokonanej przez NKWD w więzieniu we Włodzimierzu Wołyńskim w czerwcu 1941 r. czy niemiecki koc z obozu Mauthausen, do którego produkcji użyto ludzkich włosów. Oskarżenia, że zacieraliśmy ślady naszej „niecnej, antypolskiej działalności", uważamy za obraźliwe, niegodne ani urzędnika państwowego najwyższej rangi, ani szanującego się publicysty.

Wysyłani do Brukseli

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w oficjalnym stanowisku broni recenzentów i jednocześnie wysuwa pod naszym adresem oskarżenie, że kształt „Programu funkcjonalno-użytkowego" nas „kompromituje" – „po 8 latach działalności można bowiem oczekiwać bardziej kompleksowego opracowania". Przypomnijmy, ministerstwo prosiło o możliwie zwięzły dokument i taki otrzymało. Wynik naszej pracy to nie rzeczony dokument, lecz niemal już wyprodukowana multimedialna, narracyjna wystawa, której montowanie powinno się zakończyć w tym roku, to 2 tys. prezentowanych na niej eksponatów, ponad tysiąc stron tekstów na wydrukach i nośnikach elektronicznych (zarówno w polskiej, jak i angielskiej wersji językowej), 4 tys. fotografii i 430 minut materiałów filmowych. Katalog wystawy głównej jest już dostępny na rynku. Mamy nadzieję, że już za kilka miesięcy zwiedzający zobaczą ekspozycję i będą mogli sami wyrobić sobie opinię, czy zarzuty recenzentów były zasadne. Chcielibyśmy dać naszym krytykom możliwość odniesienia się do istniejącej wystawy, a nie do ich błędnych o niej wyobrażeń.

Piotr Semka odmawia nam prawa otwarcia wystawy w Polsce i uparcie odsyła nas do Brukseli. Kiedyś władze PRL odsyłały rzekomych „kosmopolitów" do Izraela. Chcemy powiedzieć ministrowi Glińskiemu i autorom recenzji, że w przestrzeni publicznej powinno być miejsce na rozmaite poglądy na historię i różniące się od siebie muzea. Nie wszyscy Polacy są zwolennikami polityki historycznej w wersji propagowanej przez obecnego ministra kultury czy wspierających go historyków i publicystów. Mają do tego pełne prawo, dopóki żyjemy w demokratycznym państwie.

Piotr Semka stwierdza, iż obrona koncepcji muzeum skoncentrowanego na doświadczeniu szarego człowieka, niosąca uniwersalne przesłanie, to „obrona monopolu jednej wizji w opowiadaniu świata", i dowodzi, że zmiana przygotowanej przez nas wystawy będzie przywracaniem swobody i pluralizmu. Jest tymczasem dokładnie odwrotnie. Piotr Semka nie chce przełamania monopolu opowieści o wojnie, wręcz przeciwnie – postuluje jego wprowadzenie.

Żyjemy w kraju rządzonym niepodzielnie przez jedną opcję polityczną, która ma oczywiście mandat pochodzący z demokratycznych wyborów. Może ona stworzyć wszystkie zapowiadane przez siebie placówki, które będą kształtować świadomość Polaków: Muzeum Historii Polski, muzea Żołnierzy Wyklętych (powołane zostały już dwa), Ziem Zachodnich, Kresów Wschodnich. Czy w tym pejzażu muzealnym nie może być też miejsca dla Muzeum II Wojny Światowej w kształcie stworzonym przez historyków, których kompetencji – niezależnie od różnic poglądów – nikt nie kwestionował?

Jeśli obecny rząd nie dopuści do otwarcia gotowej już praktycznie wystawy, będzie to najbrutalniejsza, bezprecedensowa w wolnej Polsce ingerencja w autonomię instytucji kultury i sferę historii w wymiarze publicznym. Tego rodzaju cenzura prewencyjna nie miała miejsca po 1989 r. Prędzej czy później uderzy to rykoszetem w inne placówki, także te tworzone przez obecną władzę. Przecież nikt nie zmieniał wystawy Muzeum Powstania Warszawskiego, dzieła Lecha Kaczyńskiego, którego dyrektor był posłem i politykiem PiS. Ciekawi też jesteśmy, czy minister Gliński naprawdę uważa siłowe i administracyjne rozwiązania, charakterystyczne raczej dla systemów autorytarnych niż pluralistycznej demokracji, za najlepszy sposób budowania świadomości historycznej Polaków. Może jednak lepiej pozwolić, byśmy otworzyli Muzeum II Wojny w takim kształcie, w jakim je stworzyliśmy, i by opinia publiczna miała szansę sama ocenić jego kształt?

Prof. Paweł Machcewicz, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, w latach 2000–2005 kierował pionem badawczo-edukacyjnym IPN

Dr hab. Rafał Wnuk, profesor KUL, szef działu naukowego Muzeum II Wojny Światowej, redaktor naczelny „Atlasu polskiego podziemia niepodległościowego 1944–1956"

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W połowie grudnia 2015 r. jeden z urzędników Ministerstwa Kultury zwrócił się do dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku o przesłanie informacji dotyczącej wystawy głównej. Poprosił przy tym, by był to dokument zwięzły i syntetyczny. Dostosowując się do tej prośby, szybko przygotowaliśmy „Program funkcjonalno-użytkowy wystawy głównej Muzeum II Wojny Światowej", czyli 75-stronicowe omówienie głównych sekcji wystawy ilustrowane fotografiami wybranych eksponatów. Dołączyliśmy do niego szereg załączników (wizualizacje, plany, wykaz gablot i multimediów), które uznaliśmy za absolutnie niezbędne dla zrozumienia charakteru wystawy. Całość przekazaliśmy do Ministerstwa Kultury na początku stycznia 2016 r. Trzy miesiące później wśród historyków pojawiła się pogłoska o istnieniu kilku recenzji wystawy głównej. Na ich zawartość powoływał się potem minister Piotr Gliński. W lipcu, na wniosek prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, zostały one ujawnione. Recenzentami okazali się dr hab. Piotr Niwiński, redaktor Piotr Semka i prof. Jan Żaryn.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów