„It's Bruno!" to bardzo osobista opowieść o Brooklynie, a dokładniej o północnobrooklyńskim Bushwick. Popkulturowa do bólu, mocno komiksowa, wręcz teledyskowa. Osiem odcinków po kilkanaście minut, które bardziej niż fabuła wiąże klimat, atmosfera.
Za wszystkim stoi Slick Naim, urodzony na Brooklynie wśród algierskich imigrantów raper, a zarazem uzdolniony filmowiec – już jego pierwszy film „Full Circle", który – nie będzie to zaskoczeniem – sam napisał, wyreżyserował, wyprodukował i w którym zagrał, zgarnął w 2013 r. statuetki na pięciu różnych festiwalach, w tym nagrodę publiczności na nowojorskim Urbanworld.
Jego netfliksowy debiut nie pozostawia obojętnym. Jedni wyłączają po kilku minutach, inni połykają osiem odcinków naraz. Bo właściwie trudno powiedzieć, o co w nim chodzi. Poza tym, że o Brooklyn. Ale jego absurdalność potrafi urzec. Malcolm (Slick Naim) spaceruje po często wrogiej, ale bardzo mu bliskiej dzielnicy. Towarzyszy mu Bruno (w tej roli Bruno), o którego bardzo się troszczy. Mają różne przygody i właściwie to tyle. Naim zręcznie bawi się formą – to zarazem prosta komedia, ale też serial artystyczny, zrealizowany w przedziwny algiersko-amerykański, filmowy sposób. Jedyny w swoim rodzaju.
Netflix w każdym razie jest na tak, bo obecnie Naim przygotowuje dla nich musicalową adaptację „Romeo i Julii". Oczywiście w wersji hiphopowej. Może i w niej znajdzie się rola dla Bruna, krzyżówki mopsa i beagla.
„It's Bruno", aut. Solvan „Slick" Naim, prod. i dystr. Netflix