Plus Minus: Jest pan współautorem kilku ustaw reprywatyzacyjnych. Przez wiele lat w różnych rządach pracował pan nad kolejnymi projektami reprywatyzacji i nigdy nie udało się panu doprowadzić sprawy do końca. To musiało być frustrujące.
Polityka weszła mi w paradę. Dla mnie reprywatyzacja, czyli przywrócenie własności, było logiczną konsekwencją odrzucenia ustroju komunistycznego, który niszczył prywatną własność. Uważam prawo własności za jedno z podstawowych praw człowieka. Ale klasa polityczna najwyraźniej tak tego nie postrzegała. Uczestniczyłem w pracach nad ustawą reprywatyzacyjną rozpoczętych za rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego, trochę wstrzymanych za rządu Jana Olszewskiego, ale dokończonych przez rząd Hanny Suchockiej. Niewiele brakowało do jej uchwalenia, ale prezydent Lech Wałęsa rozwiązał parlament i nasza praca poszła do kosza. Później do władzy doszedł SLD przeciwny reprywatyzacji. Owszem mówiono, że coś trzeba zrobić, ale niczego nie robiono. Dopiero rząd Jerzego Buzka zmierzył się z tym problemem.