Wiadomości w telewizji amerykańskiej są beznadziejne, ale nie głupkowate. Najgorsza jest trywializacja i pościg za najlepiej płonącą katedrą czy rozbijającym się samolotem. Na przykład dzisiaj pojawiły się po raz pierwszy dłuższe reportaże z pożarów w Australii. Dominowały czerwony kolor płomieni, bordowe niebo i przede wszystkim słodkie koala pijące wodę z butelki oraz stada skaczących kangurów. Telewizja amerykańska, która ma wiele pozytywnych osiągnięć, jest w popkulturze raczej beznadziejna, tak jak każda popkultura odbierana jest przez ludzi, którzy uważają się za mądrzejszych od innych. Ale to właśnie ci uważający się za mądrzejszych wymyślają najczęściej głupstwa, twierdząc, że może im się to nie podoba, ale poświęcają się dla tej gorszej większości i tworzą buble.




Jeśli z powyższego zdania wynika, że po dwóch czy trzech kieliszkach wina musującego tworzę jakieś ogólne teorie, to tak właśnie jest. Mam jeszcze kilka innych. Na przykład z dziedziny pedagogiki, że jednym z problemów dzisiejszych młodszych pokoleń jest to, że producenci jednorazowych pieluch wygrali wojnę z producentami nocników. Kiedyś, w strasznych czasach, kiedy uważano, że należy dzieci uczyć od najmłodszego różnych rzeczy, rodzice, a zwłaszcza babcie, sadzali dziecko na nocnik, gdy tylko umiało już siedzieć, odciągali dzieci od kontaktów czy szafek i uczyli, żeby nie wsadzać rączki w paszczę nieznanego psa. Dziś dzieci – przynajmniej w Ameryce – noszą pieluchy średnio do trzeciego roku życia, to znaczy do wieku, w którym rodzice nauczyli je już alfabetu, tabliczki mnożenia i śpiewania „Hallelujah" (a propos, aż do teraz myślałam – nie zagłębiając się w szczegóły tekstu, a opierając się głównie na patetycznych minach śpiewających – że jest to pieśń religijna). Każdy rodzic kupuje plastikowe antydziecięce zatyczki do kontaktów czy zamki na szafki, a psy są genetycznie modyfikowane, żeby lizały rękę, która ciągnie je za ogon czy język. I tak powstało „pokolenie X", które charakteryzuje się podobno „bezkierunkowością". Oczywiście nie dotyczy to żadnych moich czytelników, niezależnie od tego, w jakim są wieku i jak wyglądał ich proces edukacyjny.

Mam też teorię polityczno-socjologiczną. Otóż wiele osób uważa za anomalię, że młodzi ludzie (18–30 lat) popierają w większości 78-letniego Berniego Sandersa, podczas gdy ludzie w wieku 55–70 lat popierają Pete'a Buttigiega, który w tym miesiącu skończy zaledwie 38 lat. Otóż uważam to za w pełni wytłumaczalne faktem, że model rodziny amerykańskiej od co najmniej dwóch pokoleń jest modelem, w którym w najlepszym wypadku są mama, tata i półtora dziecka. Preferencje polityczne odzwierciedlają w powyższym przypadku po prostu atawistyczną tęsknotę starszych osób za wnukami, a młodych ludzi za dziadkami. Muszę jeszcze sprawdzić swoją tezę, że głosowanie na rówieśników lub osoby w przedziale do dziesięciu lat od własnego wieku jest tęsknotą za nieistniejącym rodzeństwem.

Oczywiście, gdyby płacono mi co najmniej tyle, ile najsłabszemu komentatorowi telewizyjnemu zwanemu politologiem czy socjologiem, mogłabym mieć teorie na każdy dowolny temat i zmieniać je dostatecznie często, żeby nikt nie miał czasu ich sprawdzić. A w nowym roku życzę sobie i tym, którzy by tego chcieli – rozsądku, dobroci i utrzymania poczucia przyzwoitości.