W środę podczas obrad zarządu Platformy z partii zostali usunięci trzej posłowie, związani z byłą premier Ewą Kopacz. To jej doradca Michał Kamiński, dawny polityk PiS, a także Jacek Protasiewicz, były szef struktur PO na Dolnym Śląsku, oraz jego sojusznik, poseł z Legnicy Stanisław Huskowski.
Wszyscy oni zaleźli za skórę liderowi PO Grzegorzowi Schetynie. Kamiński jest podejrzewany o podsycanie publikacji, które krytykują Schetynę za jego dystans wobec Komitetu Obrony Demokracji. Schetynowcy wierzą, że to Kamiński inspirował owację dla Kopacz podczas marszu KOD w rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 r. i że to on kolportował zdjęcia, na których tłum niesie ją na rękach. Kamiński od kwietnia był zawieszony w prawach członka Klubu Parlamentarnego PO.
Walki na Śląsku
Jeszcze wcześniej Schetyna wziął się za Protasiewicza i Huskowskiego – próbował usunąć ich z partii już pod koniec kwietnia. Powody? Obwiniał ich o rozłam w regionalnej Platformie i w konsekwencji utratę władzy w sejmiku oraz radzie Wrocławia. Wówczas Kopacz przy wsparciu Stefana Niesiołowskiego zablokowała tę egzekucję, grożąc Schetynie otwartym buntem.
Tym razem Schetyna się jednak lepiej przygotował do całej operacji – czego nie kryją w rozmowie z „Rzeczpospolitą" jego bliscy współpracownicy. Na egzekucję wybrał wakacje, gdy Polacy mało interesują się polityką i mniej wyborców zauważy turbulencje w największej partii opozycyjnej. Decyzję przeprowadził na ostatnim w tym politycznym sezonie posiedzeniu Sejmu, by uniemożliwić wykluczonym zmontowanie obronnej frondy.
Przygotował nawet tak drobne szczegóły, jak procedura egzekucji dla Kamińskiego. Wcześniej ludzie Kopacz cieszyli się, że nie można go wyrzucić, bo nie jest członkiem partii. Schetyna najpierw znalazł kruczek w regulaminie, wedle którego Kamiński z automatu znalazł się w PO, a potem po prostu go wyrzucił.