Polska znów może być wielka

Ostatnie 30 lat to wielki sukces polskiej gospodarki. Co zrobić, żeby dobra passa trwała przez kolejne dekady?

Aktualizacja: 11.12.2018 20:50 Publikacja: 11.12.2018 20:00

Polska znów może być wielka

Foto: Adobe Stock

Jest się z czego cieszyć w stuletnią rocznicę odzyskania niepodległości. Trwający boom pomoże nam utrzymać tytuł niekwestionowanego mistrza Europy we wzroście gospodarczym, bo od 1989 r. powiększyliśmy nasze dochody o prawie 150 procent, więcej niż w jakimkolwiek innym kraju w Europie.

Utrzymamy również tytuł globalnego czempiona, bo od 1995 nasze zarobki rosły szybciej niż we wszystkich dużych gospodarkach na podobnym poziomie rozwoju, w tym nawet wśród azjatyckich tygrysów. Dzięki 27 latom nieprzerwanego wzrostu gospodarczego, w tym roku dochód przeciętnego Polaka, po uwzględnieniu różnic w poziomie cen, osiągnie ponad dwie trzecie średniej dla bogatych krajów UE. To najwyższy poziom w naszej historii. Przeżywamy swój nowy złoty wiek.

Takiego wielkiego sukcesu gospodarczego nie przeżyliśmy nie tylko przez ostatnie 100, ale też 1000 lat. Nawet w czasie tzw. złotego wieku za ostatnich Jagiellonów polskie dochody odstawały od Zachodu. Przeciętny dochód na głowę mieszkańca był też ponad 30 razy niższy niż obecny. I ponad dwa razy niższy niż w dzisiejszym Afganistanie. Większość Polaków była chłopami pańszczyźnianymi, traktowanymi tylko trochę lepiej niż niewolnicy. Byliby nieźle zdziwieni, gdyby się dowiedzieli, że żyli w złotym wieku.

Zysk z otwartego społeczeństwa

Na nasz bezprecedensowy sukces w czasach III RP złożyło się wiele czynników. Kluczowe były m.in. fundamentalne reformy rynkowe na początku transformacji, szybka budowa nowoczesnych instytucji gospodarczych, odziedziczony po PRL relatywnie wysoki kapitał ludzki czy eksplozja rodzimej przedsiębiorczości. Pomogła również lepiej niż gdzie indziej przeprowadzona prywatyzacja, która nie wykreowała oligarchów. Pomimo kilku ważnych błędów w polityce gospodarczej w ciągu ostatnich 30 lat – przestrzelenia makroekonomicznej stabilizacji na początku lat 90. czy nieuzasadnionego schładzania gospodarki w latach 2000–2001 – nawet w optymalnym wariancie rozwoju polskie PKB w 2018 r. byłoby tylko o około 10 procent wyższe. Mogło więc być tylko trochę lepiej, ale też i znacznie gorzej, co dobrze ilustruje przykład sąsiedniej Ukrainy, w której dochód na mieszkańca po 30 latach prawie się nie zmienił.

Jeśli dobra polityka gospodarcza była źródłem dobrych wyników gospodarczych, to co było źródłem dobrej polityki? Większość badań skupia się tylko na analizie takiej czy innej polityki gospodarczej, ale nie zadaje fundamentalnego pytania: dlaczego niektóre kraje prowadzą dobrą politykę gospodarczą, a inne – mimo wiedzy o tym, jak to robić – nie.

Przez ostatnie 30 lat udało się nam prowadzić dobra politykę gospodarczą z pięciu fundamentalnych powodów. Po pierwsze, pomogło nam pozytywne dziedzictwo PRL-u, który pozostawił po sobie egalitarne, bezklasowe i otwarte społeczeństwo. Po raz pierwszy w historii wszystkie klasy społeczne były zainteresowane budowaniem państwa opartego na demokracji i otwartej gospodarce, które da wszystkim podobne szanse na odniesienie sukcesu. Tak wcześniej nie było, bo przez stulecia Polska była oligarchicznym społeczeństwem, rządzonym przez wąską grupę społeczną: szlachtę, arystokrację, sanacyjne elity, które blokowały dostęp do rozwoju większości społeczeństwa. Nie zmieniło się to nawet w czasach II RP, co widać choćby po tym, że w 1938 r. na studia stać było tylko 1 proc. Polaków (dla porównania, dzisiaj jest to 50 razy więcej). Historia gospodarcza pokazuje, że tylko otwarte, egalitarne, inkluzywne społeczeństwa mają szanse na długoterminowy rozwój. Wśród dzisiejszych 44 krajów świata o wysokim poziomie dochodu, praktycznie wszystkie są demokratyczne, mają otwarte rynki oraz mogą się pochwalić relatywnie niskim poziomem nierówności społecznych. Oligarchiczne gospodarki tkwią w biedzie bądź nie są w stanie dogonić tych bogatych.

Determinacja z odrobiną szczęścia

Drugim ważnym czynnikiem był fakt, że po raz pierwszy w historii przeważająca większość Polaków wiedziała, czego chce: pełnej integracji z bogatą częścią Europy i przyjęcia instytucji, reguł gry i wartości, które by temu sprzyjały. Tak silny konsensus nigdy wcześniej nie istniał. Wcześniej nasze elity wolały iść swoją własną, „trzecią" drogą, która zawsze – jak się okazywało – wiodła donikąd. Dobrym przykładem takiego podejścia są społeczeństwa na wschód od Polski, które po 1989 r. nie wiedziały, w jakim kierunku podążać i dla których się to nie najlepiej skończyło.

Po trzecie, mieliśmy wreszcie szczęście do polityków, głównie tych gospodarczych. Możemy się wewnątrz kraju kłócić o zasługi Kołodki, Balcerowicza, Belki, Rostowskiego czy, póki co, również Morawieckiego, ale większość krajów świata mogłaby nam takich polityków gospodarczych tylko pozazdrościć.

Po czwarte, mieliśmy szczęście, że Europa Zachodnia po raz pierwszy od stuleci otworzyła się na Polskę i Europę Środkowo-Wschodnią i otworzyła jej drzwi do Unii Europejskiej. Bez kotwicy dla fundamentalnych reform politycznych, społecznych i gospodarczych, jaką była perspektywa wejścia do UE, a potem – chociaż w mniejszym stopniu – bez miliardów euro dotacji, polskiego sukcesu by nie było.

Wreszcie, kluczem do sukcesu było też powstanie nowej klasy średniej – przedsiębiorców, profesjonalistów, technokratów – która stała się fundamentem silnej demokracji oraz otwartego społeczeństwa i gospodarki. Nigdy wcześniej tak nie było, bo klasa średnia w dawnej Polsce praktycznie nie istniała, a główną rolę w biznesie grały mniejszości nieposiadające silnej reprezentacji politycznej.

„Konsensus warszawski"

Czy polski sukces będzie jednak dalej trwał? Historia pokazuje, że kraje stają się bogate nie wtedy, kiedy przez krótki czas udaje im się szybko rosnąć, ale wtedy, kiedy są w stanie podtrzymać wzrost gospodarczy przez długie dekady. Polska ma za sobą już prawie 30 lat wzrostu, ale jest nam potrzebne prawie drugie tyle, żeby dogonić Zachód. Czy to możliwe?

Nie będzie łatwo, bo ryzyk nie brakuje, począwszy od szybko starzejącego się społeczeństwa, niedostatecznego poziomu innowacji czy niskich stóp inwestycji. Żeby zminimalizować ich wpływ, a jednocześnie zmaksymalizować potencjał, potrzebny jest nam nowy model wzrostu. Nazywam go „konsensusem warszawskim", bo obejmuje on dziesięć kierunków polityki gospodarczej, co do której zgodziłaby się większość ekonomistów. Konsensus warszawski podkreśla konieczność budowy mocnych instytucji, w tym rządów prawa, zwiększenia poziomu krajowych oszczędności, inwestycji w naukę i innowacje, otwarcia się na kontrolowaną imigrację czy utrzymania silnego nadzoru nad rynkiem finansowym. Wprowadzenie takiego zestawu polityk powinny pozwolić Polsce rosnąć w średnim tempie ponad 3 proc. rocznie i dogonić poziom dochodów na Zachodzie w ciągu życia kolejnego pokolenia.

W długim okresie jednak polska polityka gospodarcza powinna się opierać na trzech głównych filarach: wolności, solidarności i moralności. Wolności, bo gospodarcza wolność jest fundamentem rozwoju. Polsce potrzeba więcej wolności od nadmiernej biurokracji, ale też od monopoli, nieuczciwej konkurencji oraz od wyzysku pracowników i konsumentów. Kluczowe będzie konstytucyjne wzmocnienie urzędu ochrony konkurencji, otwarcie rynków opanowanych przez globalnych monopolistów, szczególnie tych działających online, wprowadzenie minimalnej stawki podatku CIT w UE i likwidacja rajów podatkowych na świecie oraz zwiększenie efektywnej stawki podatkowej dla międzynarodowych koncernów.

Nie ma jednak prawdziwej wolności bez solidarności. Testem jakości każdego społeczeństwa jest to, jak traktuje ono najsłabszych, a nie najsilniejszych. Solidarność społeczna jest potrzebna nie tylko po to, żeby każdy z naszych rodaków mógł godnie żyć, ale też po to, żeby każdy z nas miał szansę na rozwinięcie swojego talentu. Żeby dogonić Zachód, nie możemy pozwolić sobie na to, aby stracić przyszłego Kopernika, Łukaszewicza czy Skłodowską tylko dlatego, że ktoś „źle wybrał sobie rodziców". Będzie to wymagało dalszych inwestycji w takie programy, jak 500+, w Polsce i w UE, stopniowego podnoszenia płacy minimalnej, zwiększenia progresywności podatków oraz wprowadzenia – oprócz jakiejś formy dochodu gwarantowanego – koszyka gwarantowanych usług publicznych, umożliwiającego powszechny dostęp do wysokiej jakości służby zdrowia, edukacji, transportu i informacji. Apartheid w dostępie do usług publicznych, dzielenie Polaków na „gorszych" i „lepszych" ze względu na zasobność portfela, nie może się powtórzyć.

Inwestując w społeczną solidarność, warto pamiętać, że nie jest ona kosztem dla przedsiębiorców. Odwrotnie, to dobra inwestycja w naszą wspólną, społecznie stabilną przyszłość, która jest kluczowa dla dobrego biznesu. Jeśli jest się bogatym, lepiej wydłużać stół, niż podwyższać płot.

Wreszcie, konieczna jest odnowa moralna. Żaden kraj Misiewiczów, milionowych odpraw, drogich limuzyn, sektorowych przywilejów czy korupcyjnych ofert za zamkniętymi drzwiami nigdy nie osiągnie sukcesu. Kluczowa będzie odnowa moralna rządu, bo przykład idzie z góry. Ale ważna będzie również odnowa moralna sektora prywatnego, który powinien we własnym zakresie walczyć z unikaniem opodatkowania, nieuczciwą konkurencją i brakiem profesjonalnej etyki. Ważną rolę ma również do odegrania Kościół katolicki jako moralny drogowskaz dla innych i jako moralna zapora dla urynkawiania kolejnych części życia społecznego i przedkładania wartości pieniądza nad moralność. Nie można wszystkiego urynkowić. Społeczeństwo nie powinno być na sprzedaż.

Nie zmarnujmy szansy

Po 500 latach Polska znowu może być wielka. Ma teraz największą szansę w historii, żeby wreszcie dogonić Zachód i przesunąć się do gospodarczego, politycznego i kulturowego centrum Europy. Nie uda się to jednak bez wspólnego wysiłku całego społeczeństwa, bez odrzucenia podziału na „gorszych" i „lepszych". Tak jak trudno zwyciężyć w walce w ringu z jedną zawiązaną z tyłu ręką, tak nie będziemy mieć szansy na sukces w globalnej konkurencji, jeśli kraj będzie pchać do przodu tylko część społeczeństwa. Możemy się ze sobą kłócić, jak to w demokracji, ale musimy też potrafić zgodzić się co do fundamentalnych kierunków rozwoju. Oby było co świętować w kolejną rocznicę.

Dr Marcin Piątkowski to autor książki pt. „Europe’s Growth Champion. Insights from the Economic Rise of Poland”, adiunkt w Akademii Leona Koźmińskiego, ekonomista w Pekinie. Wizytujący naukowiec na Uniwersytecie Harvarda (2016-2017).

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Jest się z czego cieszyć w stuletnią rocznicę odzyskania niepodległości. Trwający boom pomoże nam utrzymać tytuł niekwestionowanego mistrza Europy we wzroście gospodarczym, bo od 1989 r. powiększyliśmy nasze dochody o prawie 150 procent, więcej niż w jakimkolwiek innym kraju w Europie.

Utrzymamy również tytuł globalnego czempiona, bo od 1995 nasze zarobki rosły szybciej niż we wszystkich dużych gospodarkach na podobnym poziomie rozwoju, w tym nawet wśród azjatyckich tygrysów. Dzięki 27 latom nieprzerwanego wzrostu gospodarczego, w tym roku dochód przeciętnego Polaka, po uwzględnieniu różnic w poziomie cen, osiągnie ponad dwie trzecie średniej dla bogatych krajów UE. To najwyższy poziom w naszej historii. Przeżywamy swój nowy złoty wiek.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację