To był czas wielkiej próby: przemiany finansisty i wicepremiera od spraw gospodarczych w pełnokrwistego politycznego gracza, szefa rządu. Uczciwie trzeba przyznać, że próba ta nastąpiła w niełatwym dla Polski czasie. A ciąg zdarzeń nowy premier przejął niejako w spadku po premier Beacie Szydło. Chodzi o spór – zewnętrzny i wewnętrzny – o sądownictwo i nawałnicę, jaką wywołała ustawa o IPN. Wyszedł na jaw brak politycznego doświadczenia, wyczucia niuansów i zaplecza kompetentnych doradców. Wpadki zdarzały się wielu politykom. Czym jednak był „bul" Bronisława Komorowskiego przy wypowiedzi Morawieckiego z Monachium o żydowskiej współodpowiedzialności za Holokaust...

Premier nie złagodził konfliktu z Brukselą o sądownictwo. Kontynuuje linię Szydło, czasami próbując bez wyczucia dostroić się do języka własnego obozu. W jednej z wypowiedzi zrównał polskie sądy z poziomem niemal Zakaukazia, gdzie sędziowie są skorumpowani, a wyroki się kupuje. Wywołało to konsternację nawet wśród pisowskich jastrzębi. A miał przecież prowadzić nowej jakości dialog z Komisją Europejską.

We wtorek polski rząd przeciął wszystkie wątpliwości: żadnych ustępstw, ani kroku w tył w sprawie reform sądownictwa. „Nie występuje ryzyko systemowego zagrożenia praworządności" – brzmi oficjalna odpowiedź polskiego rządu dla KE. Jak dalej będzie przebiegał ten spór? To zależy od postawy polityków zachodnioeuropejskich. Tu do Morawieckiego może uśmiechnąć się szczęście, bo choćby z wypowiedzi niemieckich polityków da się wywnioskować, że wobec ogólnego kryzysu UE i stojących przed Europą wyzwań grillowanie Polski może trochę osłabnąć. W efekcie konflikt o praworządność zejdzie na dalszy plan.

Gorzej z ustawą o IPN. Szybko okazało się, że premier nie ma pomysłu ani na rozwiązanie kryzysu, ani na zarządzanie nim. Zabrakło nawet jednolitej narracji w tej sprawie w ramach rządu, a niefortunna wypowiedź Morawieckiego w Monachium sprawiła, że konflikt wokół ustawy zaczął eskalować z nową siłą.

Do dziś sprawa przypomina tykającą bombę, a rząd udaje, że problemu nie ma. Liczy przy tym na zbawienne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, co wcale nie jest takie pewne. W efekcie spór z Izraelem i USA o ustawę zapewne odciśnie piętno na premierostwie Morawieckiego. Sporo energii może bowiem tracić na gaszenie doraźnych pożarów, które wywołało kontrowersyjne prawo, zamiast prowadzić kreatywną, długofalową politykę. A od tego przecież zależy dalsza kariera finansisty, który przebojem wszedł na główną scenę polityczną.