Pytają, więc urząd odpowiada

Mieszkańca Gliwic interesuje zużycie papieru w wydziale podatków oraz liczba drzew wyciętych do jego produkcji. Wnioski, które trafiają do magistratów, nie zawsze są racjonalne. Na wszystkie się odpowiada.

Publikacja: 31.01.2019 15:00

Mieszkańcy miast chętnie korzystają z dostępu do informacji publicznej.

Mieszkańcy miast chętnie korzystają z dostępu do informacji publicznej.

Foto: AdobeStock

Urzędnika można zapytać niemal o wszystko – takie jest powszechne przeświadczenie. Czasami jednak pytania zadawane magistratom nie mają nic wspólnego z ich działalnością. Co innego, gdy pyta się urzędników o wydatkowanie publicznych pieniędzy, a co innego, gdy mieszkańca miasta interesuje, czy burmistrz chodzi do kościoła oraz data zgonu zwierząt.

Władza musi wiedzieć

W 2018 r. do Urzędu Miasta Torunia wpłynęło 250 wniosków o udzielenie informacji publicznej, w Gliwicach było ich 500, w Łodzi – 1120, w Lublinie – 433, a w Krakowie – 3135. Pytają instytucje, organizacje pozarządowe, firmy i osoby prywatne. Czego dotyczą wnioski? Głównie spraw architektoniczno-budowlanych.

– Od wielu lat najwięcej wniosków wpływa do wydziału architektury i urbanistyki. Są to najczęściej pytania w sprawie ustalenia warunków zabudowy. Ale są również takie dotyczące miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, nabywania nieruchomości przez Kraków oraz postępowań rewindykacyjnych – mówi Małgorzata Tabaszewska z Urzędu Miasta w Krakowie.

Podobnie jest w Lublinie i Toruniu. Zdarzają się również inne wnioski.

– Mieszkańców interesują koszty związane z iluminacją świąteczną, liczbą drukarek, jakimi dysponuje urząd, pytają o liczbę małżeństw, rozwodów, zameldowanych cudzoziemców, a nawet o imiona nadane dzieciom zarejestrowanym w urzędzie stanu cywilnego – tłumaczy Katarzyna Duma z Urzędu Miasta w Lublinie.

W Toruniu pytają o umowy zawierane przez władze tego miasta, o zamówienia publiczne, stan prawny nieruchomości oraz bieżącą działalność urzędu.

Polacy potrafią być także dociekliwi w innych sprawach. – Zdarzają się wnioski nietypowe, np. w sprawie daty zgonów zwierząt wskazanych we wniosku wraz z podaniem przyczyny – wyjaśnia Małgorzata Tabaszewska z Urzędu Miasta w Krakowie.

Nie wszystkie jednak pytania, które trafiają do magistratów, dotyczą ich działalności. Zdarzają się również absurdalne lub zwyczajnie złośliwe. Po cichu urzędnicy przyznają, że nie brakuje zwykłych pieniaczy, którzy walczą do upadłego, nawet w sądzie wojewódzkim.

Informacja czy dokuczanie

Tak było w wypadku mieszkańca, którego interesowała częstotliwość wizyt burmistrza w kościele. Nie otrzymał on odpowiedzi na to pytanie, więc poskarżył się na bezczynność burmistrza do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie. Sąd nie dopatrzył się bezczynności i skargę oddalił. Uznał również, że burmistrz w takim zakresie, w jakim mógł, udzielił odpowiedzi.

– Niektórzy traktują dostęp do informacji jako sposób na dokuczenie władzy. Jeden z mieszkańców Gliwic szczególnie upodobał sobie wydział podatków i opłat urzędu miasta i zasypuje go pismami. Żąda numerów decyzji kończących postępowania wraz z ich datami, które wszczęto na podstawie 67a ordynacji podatkowej od 20 sierpnia 1998 r. do dnia dzisiejszego. Chce też przedstawienia do wglądu wszystkich opinii prawnych zamawianych przez wydział – mówi Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic.

Gliwiczanin pyta również, ile rocznie w wydziale zużywa się papieru (od początku istnienia wydziału do dziś), ile drzew zostało wyciętych, aby ten papier został wyprodukowany, czy są prowadzone szkolenia dotyczące dbałości o środowisko naturalne, a jeśli takie są organizowane, to kiedy i jakie, czy w wydziale istnieje jakaś polityka oszczędności papieru, i temu podobne.

Na tym jednak nie koniec jego poczynań. – Ta sama osoba występuje do tego samego wydziału z różnymi wnioskami, ale już na podstawie innych przepisów ordynacji podatkowej, w związku z którymi musimy prowadzić postępowania podatkowe kończące się decyzją lub postanowieniem. Niejednokrotnie treść wniosku jest absurdalna, na przykład o stwierdzenie nadpłaty i wypłatę gotówki w jenach japońskich albo rozłożenie zaległości na 13 600 rat płatnych po 1 groszu miesięcznie – wylicza Marek Jarzębowski.

Nic nie kosztuje i dlatego...

Wystąpienie z wnioskiem o informację publiczną z reguły nic nie kosztuje. Dlatego wiele osób tak chętnie korzysta z dostępu do informacji publicznej.

– Z zasady udzielenie odpowiedzi jest bezpłatne. Opłatę możemy pobrać w wypadku wydatków na papier, toner itd. W zeszłym roku ani razu jednak nie została pobrana opłata. Gdybyśmy naliczyli opłatę, a pytający jej nie uiści, to urząd i tak musi udzielić informacji. Dopiero po jej udzieleniu może próbować odzyskać opłatę w postępowaniu, którego koszty zapewne znacznie przekroczyłyby koszty udzielenia samej informacji – wyjaśnia Grzegorz Gawlik z Urzędu Miasta w Łodzi.

– Większość odpowiedzi jest na życzenie wnioskodawców przesyłanych w formie elektronicznej – mówi Magdalena Stremplewska,rzecznik prasowy prezydenta Torunia,

Co robią urzędnicy z niewygodnymi wnioskami? Wszyscy zgodnie zapewniają, że odpowiadają na każdy z nich. W granicach zdrowego rozsądku oraz gdy dotyczą spraw publicznych, a nie prywatnych urzędników. To jednak pytających z reguły nie satysfakcjonuje.

Świadczy o tym duża liczba spraw na wokandach sądowych. Sądy nie dają się jednak zwariować i absurdalne skargi odrzucają.

Ciekawość czy pieniactwo

Do przekazania informacji przepisy zobowiązują organy władzy. To jednak nie one decydują wstępnie o sposobie i formie jej udostępnienia, ale wnioskodawca. Tak wynika z ustawy o udostępnianiu informacji publicznej.

Niezbędne we wniosku o udostępnienie informacji jest wskazanie, co obywatel chce wiedzieć (czyli czego dana informacja ma dotyczyć), ale może on określić także sposób i formę jej przekazania.

Jeżeli żądane przez obywatela dane znajdują się w Biuletynie Informacji Publicznej, to wystarczy przesłanie wnioskodawcy linku, za pomocą którego bezpośrednio dotrze do informacji. Gdy jednak informacje nie znalazły się na stronie Biuletynu Informacji Publicznej, urząd musi przygotować i wysłać je w sposób, jakiego życzy sobie wnioskujący, np. na adres e-mail lub pocztą. Ma na to 14 dni od dnia otrzymania wniosku. Jeśli przekroczy ten termin, obywatel ma prawo skarżyć się do sądu na bezczynność organu.

Dużo zastrzeżeń można mieć do samej ustawy o dostępie do informacji publicznej. Brakuje w niej bowiem precyzji oraz definicji. – Artykuł 1 ust. 1 tej ustawy stwierdza jedynie, że każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną i podlega udostępnieniu na jej podstawie – tłumaczy dr Grzegorz Sibiga, adwokat specjalizujący się w tej tematyce.

Jego zdaniem wprawdzie art. 6 tej samej ustawy zawiera listę zagadnień, które mogą być udostępniane, nie ma ona jednak charakteru zamkniętego. Jednocześnie nie ma w ustawie żadnych ograniczeń dla żądań dokuczliwych. – Urzędy mogą być więc zasypywane wnioskami zawierającymi najróżniejsze żądania o informacje, a rekordziści potrafią w jednym piśmie zadać nawet 200 pytań. Potem organy władzy publicznej muszą je starannie rozpoznawać. W skrajnych sytuacjach może utrudniać to codzienną pracę w urzędzie – uważa mec. Grzegorz Sibiga.

Urzędnika można zapytać niemal o wszystko – takie jest powszechne przeświadczenie. Czasami jednak pytania zadawane magistratom nie mają nic wspólnego z ich działalnością. Co innego, gdy pyta się urzędników o wydatkowanie publicznych pieniędzy, a co innego, gdy mieszkańca miasta interesuje, czy burmistrz chodzi do kościoła oraz data zgonu zwierząt.

Władza musi wiedzieć

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu