W domu bywało wielu celebrytów, do czego skłaniał ich głos charyzmatycznego ojca Arethy, pastora Franklina z New Bethel Baptist Church. Mówiło się, że jest wart milion dolarów. Jego kazania przyciągały bowiem setki wiernych w macierzystym kościele i tysiące w świątyniach całego kraju, które odwiedzał z dobrą nowiną. Ale głos córki okazał się jeszcze cenniejszy.
W rodzinnym domu było też pianino i Aretha uczyła się grać ze słuchu. Ojciec-pastor przekonał ją do pierwszego publicznego występu podczas mszy, gdy miała dziewięć lat. Był też pierwszym menedżerem córki, zapraszając ją na wyjazdy chóru gospel oraz pomagając podpisać kontrakt płytowy, który zaowocował debiutancką płytą „Songs of Faith” w 1956 roku.
Muzyka dawała jej siłę przez całe niełatwe życie. Chorowały i umarły jej siostry oraz brat. Burzliwie wtargnęła do domu historia, gdy zastrzelony został przyjaciel ojca, Martin Luther King. Potem włamywacz postrzelił tatę wokalistki, który przeżył, ale nigdy nie wybudził się ze śpiączki, która trwała sześć lat.
Mimo wszystkich dramatów Aretha Franklin trwała jak dąb pośród zawieruch dotykających także jej najbliższych współpracowniczek. W towarzyszącym jej żeńskim zespole Sweet Inspirations zaczynały karierę Dionne Warwick i Cissy Houston – matka Whitney, która nie wytrzymała ciśnienia sławy i popełniła samobójstwo.
Świeckimi, popowymi albumami Aretha zasłynęła dzięki kontraktowi z Columbią, doceniona przez słynnego producenta Johna Hammonda, który poznał się też na Bobie Dylanie i Leonardzie Cohenie. Ale choć tytuły płyt podkreślały elektryzujący charakter jej głosu, jeśli chodzi o wybór stylistyki piosenek nie czuła się niezależna.Wolność zyskała dopiero dzięki kontraktowi z Atlantic Records Ahmeta Erteguna (1966). To wtedy zasypała listy przebojów hitami, które podzieliły świat na dwa fan kluby – psychodelicznego rocka z The Beatles na czele i drugi, gdzie panowała ona jako Lady Soul, wydając po dwie bestsellerowe płyty rocznie.
W roli królowej soulu śpiewała na inauguracji prezydentury Jimmy’ego Cartera, a także Baracka Obamy. Zwieńczyła wtedy symbolicznie „drogę przez mękę”, jaką przeszła cała afroamerykańska społeczność od czasów niewolnictwa.Ostatnim albumem uhonorowała ją jedna z najlepszych orkiestr świata, brytyjska Royal Philharmonic Orchestra.
– Jej głos jest dostosowany do sfer, w których unoszą się anioły, a my, zwykli śmiertelnicy, nie mamy dostępu – powiedział Nile Rodgers, producent albumu.
– Naszym celem było zachowanie dawnej soulowej emocjonalności z największych przebojów Arethy, a jednocześnie stworzenie nowej oprawy muzycznej – dodawał koproducent Don Reedman.