Rz: Do Polski przyleciał pan z Seattle na pokładzie najnowszego nabytku LOT, boeinga 737 MAX. Podróż trwała 14 godzin i chyba najwygodniejsza nie była, bo to maszyna średniego zasięgu. Często zdarza się, że osoby z zarządu Boeinga osobiście dostarczają nowe maszyny i to na takich odległościach?
Monty Oliver: Robię to kilka razy w roku, chociaż nie zawsze jest to średni samolot i tak długi rejs. Nie ukrywam, że dla nas zawsze jest to specjalna okazja. Nie zdarza się przecież codziennie, że jest to prawdziwa premiera, tak jak to było w przypadku MAX-a i LOT. Bardzo długo pracowaliśmy z polskim przewoźnikiem, żeby do tego zakupu doszło. Więc kiedy doszło już do finału, wszystko się udało jak najlepiej, naprawdę miałem ochotę na świętowanie.