Charakterystyczny kapelusz, broda, skórzana kurtka, wąskie spodnie i skórzane półbuty. Rzec by można – typowy brytyjski muzyk, choć od strony muzycznej niewielu miało okazję go jeszcze poznać. Pił i palił jak każdy. No, może trochę więcej, choć przecież kto takie rzeczy pamięta. Opowiadał o sobie.

Aż do momentu, gdy jesienią światło dzienne ujrzała jego płyta nagrana wspólnie z Andrzejem Smolikiem i sopockim perkusistą Kubą Staruszkiewiczem. No i zaskoczenie. Dzisiaj koncerty są wyprzedawane, recenzje doskonałe, kampania promocyjna w pełni, występ w „Dzień Dobry TVN" zaliczony, a numer przewodni „Run" wylądował na trójkowej liście przebojów. Czy słusznie? Moim zdaniem najlepszy album rockowy w tym roku w Polsce. Potwierdził to sam Fox na koncercie w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Nie było typowego show, za to ascetyczna scenografia (kilka lampek) i trzech muzyków na scenie.

W tym miejscu należy wtrącić kilka słów o samym teatrze, budowli znanej chyba już w całej Polsce. To ciężka, ceglana bryła, w której włoski projektant Renato Rizzi umieścił drewniane wnętrze nawiązujące do XVII-wiecznej szkoły fechtunku, jaka stała niegdyś w tym samym miejscu. Taki współczesny teatr elżbietański. I choć z definicji to obiekt stworzony i wymyślony dla spektakli, to podobnie jak inne nowoczesne teatry z powodzeniem pełni rolę sali koncertowej. I to jakiej. W niespełna rok istnienia placówki zdążyło tutaj już wystąpić kilkudziesięciu polskich artystów. Co istotne, takich, gdzie brzmienie i akustyka są najważniejsze, bo to jest właśnie chyba najmocniejsza strona Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Układ sali, drewniane wnętrze i wiele innych elementów powoduje, że pod względem akustyki bije inne miejsca. Oczywiście trzeba też pamiętać o pracy akustyka, bo przecież przy odrobinie „talentu" każdy koncert można zepsuć. Ma to też swoje wady, groźne dla niewyrobionych muzyków, a niewygodne dla słuchaczy ze słuchem absolutnym, bo słychać też wyraźniej wszelkie niedoskonałości.

I właśnie w takiej przestrzeni zaśpiewał Kev Fox. Choć koncert odbywał się z użyciem nagłośnienia, to muzyk przez moment odłożył mikrofon, tym samym testując możliwości sali. A także swoje. Test zaliczony, a koncert tylko potwierdził wcześniejsze oceny.

Co się zmieniło? Foxa nie ma teraz za często na monciakowej trasie, bo koncertuje w całej Polsce, ale wkrótce pewnie znów pojawi się w Sopocie, by snuć nowe plany muzyczne. Na razie dyskontuje sukces płyty. No i jak widać po recenzjach koncertowych, o „tajemniczym Brytyjczyku" wciąż niewiele wiadomo. A w teatrze planują już koncerty kolejnych wykonawców. Na razie Nosowską. Bez obawy – spektakle też będą.