– Ówczesną wojną Rosja zabroniła Tbilisi wstępowania do NATO – powiedział „Rzeczpospolitej" moskiewski analityk wojskowy Aleksandr Chramczichin.
Nocą z 7 na 8 sierpnia 2008 r. gruzińskie wojska zaatakowały separatystyczne terytorium Osetii Południowej. Natarcie poprzedzone było ponad tygodniem wojskowych prowokacji na linii oddzielającej separatystów od gruzińskiej armii.
Zbłąkane oddziały
1 sierpnia Osetyjczycy zaczęli ostrzeliwać z armat pobliskie gruzińskie wioski, a 5 sierpnia został ranny pierwszy gruziński żołnierz. Niejasne było, czy to rzeczywiście separatyści strzelają – od połowy lipca do Osetii Południowej zaczęli napływać rosyjscy żołnierze, medycy i ciężki sprzęt, a w końcu rozmieściły się tam i dowództwa przysłane zza Kaukazu. Jednocześnie rozpoczęto budowę polowych fortyfikacji. Wcześniej jeszcze, bo w maju, w drugim separatystycznym regionie Gruzji – Abchazji – rosyjska armia zaczęła budowę linii kolejowej do przewozu wojsk. Jednocześnie rozpoczął się zmasowany atak hakerski na gruzińskie strony rządowe, część z nich skorzystała z gościny na polskich serwerach.
Czytaj także: Wielki koszt niezauważonej wojny
Ale to jednak nie Rosjanie wydali rozkaz do ataku w dniu rozpoczęcia olimpiady w Pekinie, lecz gruziński prezydent Micheil Saakaszwili – popełniając największy błąd swego życia. Po zaatakowaniu przez Gruzinów w nocy głównego miasta Osetii Południowej, Cchinwali, nad ranem do kontrataku ruszyła rosyjska armia. Ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew nie chciał uderzać na Gruzję, ale generałowie zwrócili się do przebywającego w Pekinie ówczesnego premiera (a do niedawna prezydenta) Władimira Putina, który wydał taki rozkaz, nie zważając na to, że nie należy on już do jego prerogatyw.