Na pełnym morzu, w pobliżu południowo-zachodniego krańca okupowanego Krymu ukraińska marynarka przejęła dwa swoje kutry patrolowe „Nikopol" i„Bierdiańsk" oraz holownik „Jany Kapu". 28 listopada 2018 r. zostały one zdobyte abordażem przez rosyjskie jednostki w pobliżu „mostu krymskiego" (łączącego lądową część Rosji z półwyspem).
– Na razie nie wiemy, w jakim stanie są jednostki, dotrą do Odessy dopiero we wtorek – powiedział jeden z przedstawicieli ukraińskich władz. Rosjanie wcześniej zapowiadali, że nie oddadzą dokumentacji okrętów (przede wszystkim dotyczącej amerykańskich radiostacji zamontowanych na nich) oraz amunicji, a być może i całego uzbrojenia. Ukraińcy przypominają, że rosyjska armia już wcześniej oddawała im sprzęt wojskowy zdobyty na Krymie. – Z ciężarówek wyciągali silniki, cały osprzęt elektryczny. A jak czegoś nie mogli wyjąć, to niszczyli – wspomina jeden z ukraińskich żołnierzy, który odbierał sprzęt na linii demarkacyjnej dzielącej okupowany półwysep od Ukrainy. Obecnie ukraińskie jednostki są holowane przez Rosjan, ponieważ „nie są na chodzie".
Ukraińskie władze jednak chcą się przede wszystkim przekonać, czy jednostki nie były remontowane, „by ukryć ślady ostrzału". Kijów bowiem nie rezygnuje z dochodzenia swych praw przed międzynarodowymi sądami. W czwartek odbędzie się pierwsze posiedzenie Stałego Trybunału Arbitrażowego ONZ, przed który Ukraina pozwała Rosję z powodu „naruszenia immunitetu trzech jednostek wojennych".
Ale wcześniejszy, wydany w maju wyrok Trybunału Prawa Morza w Hadze nakazujący Moskwie zwolnienie wziętych do niewoli ukraińskich marynarzy oraz zwrócenie jednostek został przez nią całkowicie zignorowany. Marynarzy uwolniono dopiero we wrześniu w ramach wymiany jeńców i więźniów między obu krajami (obie strony wypuściły wtedy po 35 osób).
Obecnie nie wiadomo, dlaczego Rosja zdecydowała się wydać wreszcie okręty. – To nie jest i nie może być związane z Trybunałem (Arbitrażowym ONZ – red.) – zapewniał rzecznik Kremla.