– U nas mamy około jednego–dwóch „dwusetnych" tygodniowo – powiedział były „premier Doniecka" i oficer rosyjskiego kontrwywiadu FSB Aleksandr Borodaj. „Dwusetny" to używana w rosyjskiej armii nazwa zabitych żołnierzy. Pochodzi od urzędowej nazwy „Ładunek 200" oznaczającej w wojsku transport z trumnami.
Wiosną i latem 2014 roku Borodaj stał na czele donieckich separatystów, obecnie zaś jest szefem Związku Ochotników Donbasu. Organizacja nieformalnie odpowiada za werbunek Rosjan, ich transport na teren walk na Ukrainie, jak i wywiezienie trumien zabitych do Rosji.
W rozmowie na kanale Youtube'a o nazwie „Swobodnaja Pressa" Borodaj dodał, że obecnie co tydzień ginie też dwóch–trzech bojówkarzy separatystów. Zastrzegł się od razu, że jego informacje nie dotyczą „urlopowiczów", czyli żołnierzy regularnej armii rosyjskiej, którzy udając, że biorą urlop z wojska, jadą na Ukrainę – często całymi oddziałami. Ponadto część zabitych Rosjan może być grzebana w Donbasie.
– Zasadniczo pochodzą z biednych rodzin – dodał, opisując motywy, jakimi kierują się „ochotnicy", zgłaszając się do walki z Ukraińcami. Według niego „ilość ochotników zaczęła się zmniejszać po walkach pod Debalcewem w lutym 2015 roku. Zanikły intensywne działania bojowe". Stąd tak małe straty.
Rosyjskie władze oficjalnie nie dementują już informacji, że „ochotnicy" biorą udział w walkach w Donbasie. Wciąż jednak zaprzeczają, by znajdowali się tam żołnierze regularnej rosyjskiej armii (wraz ze swoimi dowódcami i sprzętem). Jednak kilka niezależnych rosyjskich organizacji społecznych cały czas próbuje podliczyć straty i wojskowych, i „ochotników".