Pracownicy górą w grze o podział dochodów

Owoce wzrostu gospodarczego w Polsce w coraz większym stopniu zbierają pracownicy, kosztem właścicieli przedsiębiorstw. To zjawisko pozytywne, ale jeśli będzie postępowało zbyt szybko, może popsuć koniunkturę.

Aktualizacja: 18.12.2018 20:23 Publikacja: 18.12.2018 20:00

Pracownicy górą w grze o podział dochodów

Foto: Adobe Stock

O tym, kto najbardziej korzysta na spektakularnym w ostatnich latach wzroście PKB, świadczą zmiany w strukturze tego wskaźnika. Jedną z metod jego obliczania jest zsumowanie wynagrodzeń czynników produkcji. W II kwartale br. udział wynagrodzeń (łącznie ze składkami na ubezpieczenia społeczne) wynosił – po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych – 39 proc., w porównaniu z 37 proc. jeszcze w 2015 r. Wyższy był ostatnio w 2003 r. W połączeniu z większą ściągalnością podatków nakładanych na produkcję (m.in. VAT i akcyza), których udział w PKB wzrósł w ostatnich latach z 11 do 13 proc., doprowadziło do spadku udziału nadwyżki operacyjnej brutto, czyli zysków przedsiębiorstw. W II kwartale br. wynosił on 48 proc. PKB, w porównaniu z ponad 51 proc. trzy lata temu. Niższy był ostatnio w 2004 r.

– Wysoka aktywność gospodarcza w warunkach ograniczonej podaży pracy, w tym niskie bezrobocie, sprzyjają wzrostowi płac, przesuwając „siłę ekonomiczną" między pracodawcami a pracobiorcami w kierunku tych ostatnich – tłumaczy dr Piotr Boguszewski z Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP.

– To, że w fazie dobrej koniunktury udział płac w PKB rośnie, a udział nadwyżki operacyjnej maleje, to typowe zjawisko cykliczne – przyznaje Marcin Kujawski, ekonomista w banku Nomura w Londynie. Podobne tendencje widać również w innych krajach Europy. Kujawski podkreśla jednak, że tam cykliczna zmiana układu sił w gospodarce ma nieco inny przebieg. Przede wszystkim prowadzi do wzrostu inflacji bazowej (nieobejmującej cen energii i żywności, które w małym stopniu zależą od sytuacji na rynku wewnętrznym). Tak było również w Polsce podczas boomu z lat 2006–2008. Spadkowi udziału nadwyżki operacyjnej w PKB pod wpływem szybkiego wzrostu płac towarzyszył wtedy wzrost inflacji bazowej nawet do 3 proc. rocznie. Firmy przerzucały rosnące koszty pracy na ceny towarów i usług. Tymczasem w listopadzie inflacja bazowa wyniosła zaledwie 0,7 proc. rok do roku, a powyżej 1 proc. była ostatnio w 2014 r.

Mordercza konkurencja

Dlaczego inflacja nie reaguje na rosnące koszty firm? – Na polskim rynku panuje nieprawdopodobnie silna konkurencja – ocenia dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW. Jak tłumaczy, wynika to z jednej strony z globalizacji i szybkiego wzrostu importu, a z drugiej z rozwoju e-handlu. – W strukturze konsumpcji w Polsce udział dóbr podstawowych i nieco ponadpodstawowych jest wciąż większy niż w krajach rozwiniętych. A na rynku takich dóbr konkurencja cenowa jest silniejsza niż przypadku dóbr markowych, gdzie cena nie jest głównym kryterium wyboru – dodaje. Dr Piotr Boguszewski z NBP zwraca z kolei uwagę, że konkurencja w Polsce może być silniejsza niż w innych krajach regionu także ze względu na rozdrobnienie sektora przedsiębiorstw.

– Inflacja bazowa pozostaje pod wpływem szeregu czynników strukturalnych, które trwale obniżają jej poziom. To m.in. spadki cen usług telekomunikacyjnych ucieleśniające postęp technologiczny czy też wysoki poziom konkurencji na rynku dóbr i usług uniemożliwiający swobodne kształtowanie cen firmom. W takich warunkach, mimo rosnących kosztów pracy, inflacja bazowa pozostaje niska. I chociaż oczekujemy jej stopniowego wzrostu w kolejnych kwartałach, to pozostanie wyraźnie niższa, niż wskazywałyby na to historyczne korelacje z dynamiką wynagrodzeń – przewiduje Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka z PKO BP.

Firmy mają bufor

Zdaniem Marcina Kujawskiego w horyzoncie roku inflacja bazowa dojdzie do 2 proc. rocznie, a w połowie 2020 r. do 2,5 proc. Podobne są prognozy DAE NBP.

Samo w sobie to nie wystarczy, aby wzrost przychodów firm nadążał za wzrostem ich kosztów. Konsekwencją może być pogorszenie kondycji przedsiębiorstw, która już teraz może budzić pewne obawy. Według Coface, firmy ubezpieczającej należności, wiarygodność płatnicza polskich firm jest dziś taka sama, jak np. na Węgrzech, ale niższa niż w Czechach i na Słowacji. – Oceny ryzyka niewypłacalności kontrahenta w Polsce nie zmieniliśmy od dekady. W innych krajach regionu tę ocenę w ostatnich latach podwyższyliśmy (wyższa ocena to niższe ryzyko – przyp. red.). W efekcie Polska, która kiedyś pozytywnie się wyróżniała, teraz jest średniakiem – komentuje Grzegorz Sielewicz, główny ekonomista Coface w Polsce.

Dr Piotr Boguszewski zwraca jednak uwagę, że choć rentowność przedsiębiorstw w Polsce rzeczywiście maleje, to wciąż jest na wysokim poziomie. – Nastroje przedsiębiorców również są dobre. Patrząc w dłuższym horyzoncie, wiele badanych przez nas firm posiada też pewien „zapas produktywności" – często odnotowywały bowiem niższy wzrost płac niż produktywności. To sprawia, że obecnie firmy te mają pewną bezpieczną przestrzeń dla wzrostu płac – tłumaczy.

Błędne koło

– Nie wydaje się zbyt prawdopodobne, żeby procesy zmiany układu sił przyspieszyły na tyle, by stały się niebezpieczne dla równowagi makroekonomicznej – ocenia analityk NBP. W świetle prognoz tej instytucji polska gospodarka będzie powoli traciła impet, a to ustabilizuje dynamikę płac w okolicach 6–7 proc. rocznie. – Wraz z pewnym wzrostem inflacji może to wystarczyć, aby spowolnić spadek udziału nadwyżki operacyjnej w PKB – wyjaśnia.

– Zmieniający się układ sił w gospodarce uruchamia też pewne procesy samoregulacyjne i z makroekonomicznego punktu widzenia może być zjawiskiem zdrowym. Wzrost płac sprzyja, w dłuższym terminie, poprawie wydajności pracy. Działają tu przynajmniej dwa mechanizmy. Z jednej strony słabsze firmy, których nie stać na podwyżki, są wypierane z rynku, a z drugiej rosnące koszty pracy sprzyjają inwestycjom, automatyzacji produkcji, zmianie jej profilu na taki o większej wartości dodanej, lepszej organizacji pracy – mówi dr Boguszewski.

Marta Petka-Zagajewska przyznaje, że wzrost płac prawdopodobnie nie będzie już przyspieszał. Ostrzega jednak, że jeśli ta prognoza się nie sprawdzi – a tak może się stać za sprawą odpływu pracowników z Ukrainy z polskiego rynku na niemiecki lub podwyżek wynagrodzeń w sektorze publicznym – sektor przedsiębiorstw może mieć kłopoty. Firmy nie wykazują bowiem zainteresowania inwestycjami, które poprawiałyby wydajność pracy i chroniły marże nawet w warunkach rosnących płac. Tego samego zdania jest Marcin Kujawski. Jak podkreśla, w Polsce skłonność firm do inwestowania determinuje w dużym stopniu rentowność, która maleje.

O tym, kto najbardziej korzysta na spektakularnym w ostatnich latach wzroście PKB, świadczą zmiany w strukturze tego wskaźnika. Jedną z metod jego obliczania jest zsumowanie wynagrodzeń czynników produkcji. W II kwartale br. udział wynagrodzeń (łącznie ze składkami na ubezpieczenia społeczne) wynosił – po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych – 39 proc., w porównaniu z 37 proc. jeszcze w 2015 r. Wyższy był ostatnio w 2003 r. W połączeniu z większą ściągalnością podatków nakładanych na produkcję (m.in. VAT i akcyza), których udział w PKB wzrósł w ostatnich latach z 11 do 13 proc., doprowadziło do spadku udziału nadwyżki operacyjnej brutto, czyli zysków przedsiębiorstw. W II kwartale br. wynosił on 48 proc. PKB, w porównaniu z ponad 51 proc. trzy lata temu. Niższy był ostatnio w 2004 r.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Niepokojący bezruch w inwestycjach nad Wisłą
Gospodarka
Poprawa w konsumpcji powinna nadejść, ale wyzwań nie brakuje
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody