Choć ustawa o samorządzie gminnym jasno mówi, kiedy może dojść do upadłości gminy, to nie nastąpi ona ani łatwo, ani szybko. Do kłopotów tej gminy przyłożyły bowiem rękę nie tylko organa gminy, ale również nonszalancja rządu. Niestety prawo obciąża odpowiedzialnością za ewentualną upadłość wyłącznie gminę.
Zmarnowane lata
Sprawę opisywaliśmy w „Rzeczpospolitej" z 14 lipca. Wtedy też dowiedzieliśmy się, że pomysł likwidacji zasugerował Marek Tałasiewicz, wojewoda zachodniopomorski. Uznał, że Ostrowice nie mają szans na spłatę długu i samodzielną działalność. Gdyby do likwidacji doszło, byłby to pierwszy taki przypadek w historii polskiego samorządu terytorialnego.
Wojewoda alarmował rząd o niewypłacalności gminy już pięć lat temu i proponował rozważenie zawieszenia organów gminy. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiedziało, że należy wskazać zadania publiczne, których gmina nie wykonuje. Takiej listy nie było. Wojewoda ponownie zwrócił się w tej sprawie w maju 2014 r. do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Resort odpowiedział, że wciąż brakuje podstawy prawnej do zawieszenia organów i dodał, że „samo zniesienie gminy nie rozwiąże sprawy, jedynie obarczy inne samorządy".
Wacław Micewski, wójt Ostrowic, obarcza rząd winą za ustanowienie programu „Natura 2000" na terenie całej gminy, w związku z czym nie ma możliwości kształtowania dochodów i pozyskiwania inwestorów. Nikt, ustanawiając ten program, nie myślał o jej przyszłości. Nie powstał żaden mechanizm kompensacyjny w postaci dotacji czy subwencji dla gmin z przewagą obszarów „Natura 2000".
Wniosku nie było
Część samorządowców oburzyła się na wieść o ewentualnej likwidacji gminy.