Wszyscy użalają się lub pastwią (w zależności od punktu widzenia, zwykle tożsamego z punktem siedzenia, co trafnie zauważył pewien nasz emerytowany przywódca) nad tracącą poparcie Platformą i jej zwiędłym kierownictwem. Tymczasem dzieckiem specjalnej troski powinna być lewica. Biedna ona, nawet jak się przezwała „nową", to wszyscy jej mówią, jaka ma być, ale sama nie wie, tym bardziej że jej prominenci ciągną (też polskim zwyczajem) każdy w swoją stronę, a poparcia w sondażach od tego nie przybywa.

A sprawa jest prostsza, niż się wydaje. Prezes jako pojętny analityk polityczny w porę zrozumiał, że dawny wyborca SLD jest łasy na socjał, ale tradycyjny światopoglądowo. Tymczasem od swojej ukochanej partii (wspomnijmy jej potęgę w drugiej połowie lat 90. i na początku XXI wieku) nie dostał ani kasy, ani światopoglądowego wsparcia. Na jej rzecz działał tylko sentyment do PRL-u, w którym ten wyborca przeżył swe najpiękniejsze lata. W połączeniu socjału z małomiasteczkową religijnością tkwi tajemnica sukcesu PiS. Lewicy wciąż się wydaje, że istnieje wyborca postępowy i jednocześnie socjalny. To mit. Jeśli mając z PiS-em zgodność w sprawie socjału, pogodzi się z rolą przystawki, podpisze na siebie wyrok śmierci.

Szansą lewicy jest walka o wolność i demokrację, najszerzej rozumianą i dla wszystkich; o taką właśnie, jaką wyobrażali sobie socjaliści 100 lat temu. Tym bardziej że wolność jest dziś sierotą; choć wszyscy – z lewa do prawa – deklarują się jako jej obrońcy, to każdy ją depcze. Nie inaczej z demokracją, która jest atrapą, ewentualnie obdarzaną użytecznymi ozdobnikami w rodzaju „suwerenna", „narodowa", „chrześcijańska"; obojętnie jakimi, byleby zawsze wyszło na nasze.

Ale nie ma nic za darmo. Przede wszystkim nie wolno zajmować się samym sobą, cenzurując innych jak na imieninach u cioci. Nie wolno reagować na krytykę jak ksiądz na zarzut pedofilii. No i należy przypomnieć sobie, że epokę temu na demonstracjach wołano „chodźcie z nami" zamiast „wyp...". Ale bronić wolności trzeba wrzaskiem, a nieraz i kamieniem. Lecz na pewno nie po to, aby zrobić selfie na tle protestu i wrzucić na Instagram.