Tymczasem oficerowie pokładowi zapewniają: wystarczy, że będziecie siedzieć spokojnie w swoich kajutach, nie wyściubiać nosa i ust na górny pokład, a jakoś damy radę.

W ostatnich dniach ta taktyka została wzbogacona o dodatkowy punkt: nawołujących o zmianę kursu próbuje się wyrzucić za burtę. Wyzwać od foliarzy i społecznie szkodliwych wariatów. Pozbawić, jeśli nie od razu prawa do wykonywania zawodu, to chociaż prawa głosu. Wielu dziennikarzy i ludzi nauki jak mantra powtarza: nie wolno demobilizować społeczeństwa! Może coś mi umknęło, ale od mobilizacji mas byli dotychczas propagandyści; publicystom i naukowcom płaciło się raczej za zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi.

Wirusolodzy i epidemiolodzy z uniwersytetów Stanforda, Harvarda i Oksfordu ogłosili niedawno deklarację z Great Barrington. Apelują w niej o radykalną zmianę strategii w walce z koronawirusem, odejście od polityki bardziej lub mniej miękkich lockdownów do modelu z ukierunkowaną ochroną. Skupienie się na najsłabszych i najbardziej zagrożonych, podejmowanie raczej celowych działań niż przeprowadzanie dywanowych nalotów. W chwili, kiedy piszę te słowa, podpisało ją kilkanaście tysięcy lekarzy i naukowców z całego świata. Całkiem sporo tych foliarzy. Jeszcze w kwietniu polski matematyk Krzysztof Szczawiński opracował model tarczy, będący dokładną realizacją (niezgłoszonych jeszcze wówczas) postulatów z Great Barrington, tyle że dopasowaną do specyfiki demograficznej i społecznej Polski.

Być może oni wszyscy się mylą. Może to większość polityków i mediów ma rację i strategia, którą mniej lub bardziej konsekwentnie stosujemy od marca, jest jedynym racjonalnym wyjściem. Ale jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać – trzeba rozpocząć dyskusję. Na ubitej ziemi stoczyć walkę na fakty i argumenty, a nie obelgi i anatemy. I jeżeli w jej wyniku okaże się, że zwolennicy modelu z ukierunkowaną ochroną nie mają racji, możemy za kilka tygodni lub miesięcy utonąć ze spokojnym sumieniem; przekonaniem, że nie dało się zrobić nic innego. Służba zdrowia po prostu musiała zaliczyć spektakularny kolaps, a potężny kryzys finansowy był nie do uniknięcia. Ale to wtedy. Teraz jest jeszcze czas na zadawanie pytań i zgłaszanie wątpliwości. Choćby i pod groźbą wyrzucenia za burtę.