Kapitalizm nie działa, inny świat jest możliwy. Kapitalizm to kryzys. Zabij kapitalizm, uratuj świat. To tylko kilka z haseł, które pojawiały się na transparentach ruchu Okupuj Wall Street, o którym głośno było za sprawą demonstracji w Nowym Jorku w 2011 r. Był to zaledwie jeden z przejawów narastającego na Zachodzie – i nie tylko – niezadowolenia społeczeństw z dzisiejszego porządku gospodarczego. Z tym fermentem wielu komentatorów wiąże też decyzje Brytyjczyków, aby wystąpić z UE, wzrost popularności populistycznych ugrupowań w wielu krajach Europy oraz wygraną Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA.
Cena nierówności
„Kryzys finansowy uświadomił wielu ludziom, że nasz system gospodarczy jest nie tylko nieefektywny i niestabilny, ale też głęboko niesprawiedliwy" – napisał w wydanej w 2012 r. „Cenie nierówności" Joseph Stiglitz. Noblista w dziedzinie ekonomii z 2001 r., podobnie jak najgłośniejszy ekonomista ostatnich lat Thomas Piketty, autor „Kapitału w XXI wieku", uważa, że dzisiejszy ład gospodarczy skutkuje narastaniem nierówności dochodowych i majątkowych. Przykładowo, w USA od lat 90., choć gospodarka zdecydowanie urosła, siła nabywcza dochodów statystycznego gospodarstwa domowego zmalała. Jednocześnie dochody najzamożniejszych rodzin wyraźnie wzrosły. Dziś udział dochodów 1 proc. najbogatszych w całkowitych dochodach Amerykanów wynosi około 18 proc., w porównaniu z 8 proc. w 1980 r.
Wśród przyczyn tego zjawiska ekonomiści wymieniają m.in. globalizację, wzrost znaczenia sektora finansowego oraz postępującą automatyzację produkcji i usług, która winduje dochody wąskiej grupy odpowiednio wykształconych osób. Zdaniem Stiglitza, przyczyną narastania nierówności są też... nierówności. W pewnym momencie wpływają one bowiem na politykę. W USA demokratyczna zasada „jedna osoba to jeden głos" została zastąpiona regułą „jeden dolar to jeden głos". Przepisy pisze się pod dyktando kasty najbogatszych, w efekcie polityka podatkowa, gospodarcza, pieniężna, a nawet społeczna są prowadzone tak, że nierówności potęgują. Poza tym, że jest to niesprawiedliwe, hamuje też rozwój światowej gospodarki m.in. dlatego, że uniemożliwia części społeczeństw zdobycie wykształcenia, na które jest zapotrzebowanie, oraz wynosi do władzy populistów.
Kryzys czy rozkwit?
Krytycy dominującego na świecie porządku gospodarczego uważają, że można go naprawić, zwiększając progresywność systemu podatkowego i redystrybucję oraz ograniczając rolę sił rynkowych na rzecz państwa. Czy to usatysfakcjonowałoby demonstrantów, domagających się demontażu kapitalizmu, nie jest wcale jasne.
Kapitalizm to pojemny termin, w literaturze ekonomicznej wymienia się wiele modeli tego systemu. – Nie wygląda na to, aby kapitalizm był w kryzysie, raczej w rozkwicie. Ustroje alternatywne obowiązują już tylko w kilku krajach. Natomiast kapitalizmy są różne, tak jak różne są demokracje i między tymi różnymi kapitalizmami i różnymi demokracjami jest nieustanny spór. Nie jest to rzecz nowa – od 100 lat, a nawet i dłużej, ten konflikt istnieje, modyfikując kapitalizm i demokrację – zauważa w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Maciej Bukowski, prezes think tanku WISE Europa.