Dr Paweł Grzesiowski: Nie możemy chronić starszych a młodym pozwolić się zarażać

– Chciałbym, żeby nowy minister zaczął rozmawiać ze społeczeństwem, tłumaczyć pewne rzeczy. Nie można ograniczać się do przekazywania cyfr, nakazów i zakazów – mówi „Rzeczpospolitej” dr Paweł Grzesiowski, ekspert profilaktyki i terapii zakażeń ze Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP.

Aktualizacja: 23.08.2020 21:25 Publikacja: 23.08.2020 15:23

Dr Paweł Grzesiowski: Nie możemy chronić starszych a młodym pozwolić się zarażać

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

W piątek Ministerstwo Zdrowia ogłosiło 900 nowych przypadków, łączna liczba zakażonych w Polsce przekroczyła 61 tysięcy.

Dla osób badających sytuację pandemiczną, liczy się średnia tygodniowa, która niestety w ciągu ostatnich czterech tygodni stale rośnie. Zaczynamy wchodzić na niepokojący poziom – wskaźnik reprodukcji wirusa zbliża się do wartości 1,3 – co oznacza, że z każdych dziesięciu chorych, po tygodniu przybywa nam trzynastu, po kolejnym – trzydziestu, po kolejnym 40 itd. W tym momencie mamy najwyższą od początku epidemii w Polsce liczbę aktywnych przypadków – ponad 17,5 tysiąca. Szybciej przybywają nowi pacjenci, niż poprzedni zdążą wyzdrowieć. Rośnie także szybko liczba hospitalizacji, co oznacza, że nierzadko są to przypadki objawowe, a nie łagodne czy bezobjawowe.

Cały czas zastanawiamy się, na jakim etapie pandemii jesteśmy.

Pytania o to, którą fazę mamy, są bez sensu. O drugiej można mówić dopiero wtedy, gdy przejdzie pierwsza, to logiczne. A my tę pierwszą zatrzymaliśmy dzięki lockdownowi. Udało się ją opóźnić, ale po zdjęciu ograniczeń powróciła. Druga fala przychodzi wtedy, gdy chorobę przeszło co najmniej 30-40 proc. społeczeństwa. A u nas zakaziło się nie więcej niż 5-6% czyli około 2 mln ludzi.

Czy regionalizacja obostrzeń to dobre rozwiązanie?

Strategię zarządzania epidemią na poziomie powiatowym i gminnym, przygotowaną przez grupę niezależnych ekspertów przesłaliśmy władzom w maju, ale nie został przyjęty. Dane z powiatów, były analizowane przez wspaniałych wolontariuszy w sieci (jeden z nich to tegoroczny maturzysta), ale nie były uwzględniane przez planerów z ministerstwa. Przez to wirus dwa miesiące bez kontroli krążył po Polsce – po imprezach, weselach, chrzcinach i stąd dzisiejsza sytuacja. Gdyby roznosiły go komary, niewiele moglibyśmy zrobić. Ale zarażają się ludzie między sobą, więc ograniczając kontakty, niwelujemy zagrożenie. Jeśli nie będziemy nosić maseczek, pozarażamy się i trzeba będzie znów nas zamknąć w domach.

Kolejny lockdown?

Każdy chory jest swego rodzaju „dystrybutorem” czyli „rozpylaczem” wirusa. Lockdown spowodował, że pierwsi chorzy nie mieli kogo zakażać, bo reszta została w domach. Wyeliminowaliśmy źródła i drogi transmisji zakażeń i to zatrzymało pandemię na długi czas, do lipca z tego korzystaliśmy. Ale przed wyborami ogłoszono zakończenie epidemii, co spowodowało kompletne rozprężenie w społeczeństwie. W aktualnej sytuacji, nie powinno dojść do drugiego lockdownu, na pewno nie ogólnokrajowego, bo Polska nie jest jednolicie spenetrowana przez wirusa. Jednak w czerwonych strefach ograniczenia nie są dostatecznie restrykcyjne, ludzie z tych stref wyjeżdżają na wakacje, mogą organizować imprezy itp. Moim zdaniem, powiaty z największą liczbą zakażeń powinny być objęte „mini-lockdownami”, obejmującymi zalecenie pozostania w domu przez 14 dni, o ile rodzaj pracy na to pozwala, a przede wszystkim zakaz organizowania zgromadzeń w zamkniętych przestrzeniach. Teraz wygląda to tak, jakby rząd bał się popsuć ludziom humory podczas wakacji surowymi obostrzeniami. W czerwonych strefach dzieci przez 2 tygodnie nie powinny chodzić do szkoły, a w żółtych nauczanie powinno być hybrydowe to znaczy część klas uczy się zdalnie, część chodzi do szkoły, a po 2 tygodniach następuje zamiana. Ale ministerstwo edukacji nie podało konkretnych kryteriów i zasad postępowania, ograniczono się do rozporządzeń, które są bardzo ogólne. Ten obszar pozostawiono w gestii dyrektorów, którzy nie mają oczywiście ani wiedzy epidemiologicznej, ani możliwości zatrudnienia doradców z tej dziedziny.

Cały czas dużo ludzi nie nosi maseczek, nawet w pomieszczeniach zamkniętych.

Z moich obserwacji wynika, że jednak coraz więcej osób je zakłada. Powinno jednak obowiązywać prawo, zobowiązujące do przestrzegania wytycznych. Policja ma edukować i pilnować bezpieczeństwa, kary są ostatecznością, ale mają znaczenie dyscyplinujące. Mandaty za unikanie maseczek w wielu krajach są bardzo wysokie, a ja wolałbym niedowiarków kierować na obowiązkowy kurs z chorób zakaźnych albo obejrzenie filmu z oddziału intensywnej terapii szpitala covidowego. Akceptacja masek jest wyższa, niż miesiąc temu, bo głośno i powszechnie mówi się o konieczności ich noszenia. Przykłady powinny pomóc zrozumieć sens ich używania. Samo „załóż maseczkę” nie wystarczy. Należy pokazywać konkretne historie, upowszechniać te sytuacje, w których chory lekarz, fryzjer, chora pielęgniarka, nosili maseczki i nikt z ich otoczenia nie zachorował. One pokazują, że zasłanianie ust i nosa chroni ludzkie życie i zdrowie. Maseczka chirurgiczna jest przede wszystkim wydechowa, ale w jakimś stopniu filtruje też powietrze wdychane.

W zaleceniach ekspertów i rządu można się pogubić. W trakcie pandemii nieraz słyszeliśmy sprzeczne ze sobą komunikaty.

Jako społeczeństwo jesteśmy zdyscyplinowani wobec władzy, ale ona musi wiedzieć, co robić. Pandemia nas zaskoczyła i w jej trakcie wielokrotnie zmienialiśmy zdanie, bo tej choroby się dopiero uczymy. Pewne rzeczy, o których mówiliśmy kilka miesięcy temu, są już nieaktualne, bo zgromadzona została nowa wiedza. Ale do tych błędów należy się przyznawać, bo społeczeństwo się gubi i traci zaufanie do władzy i specjalistów. Za to znakomicie wykorzystują to „trolle antycovidowe”, osoby, które rozpowszechniają informacje, jakoby pandemii i koronawirusa w ogóle nie było.

W jednym w wywiadów krytykował pan organizację wesel i imprez masowych.

Pomysł z odmrożeniem dużych wesel był błędem. Ale nie chodzi tylko o wesela, ale także chrzciny, pogrzeby, czy wszelkie inne imprezy z udziałem wielu osób, które siedzą przez kilka godzin w zamkniętych salach, bez żadnych zabezpieczeń. Sanepid dysponuje danymi, na podstawie których mógłby wykazać, jaki procent zakażeń stanowią osoby, które były zakażone na takich imprezach, by w razie czego ten obszar ograniczyć. Przebywają tam osoby zarówno młodsze, jak i starsze, z różnych regionów kraju, mieszają się. Nie ma nic gorszego, niż impreza rodzinna zakończona chorobą czy śmiercią. W ogóle brakuje nam danych o strukturze ognisk epidemicznych w Polsce – to ważne, abyśmy wiedzieli, gdzie najłatwiej się zarazić – w autobusie, w sklepie w szpitalu czy na imprezie.

Proces decyzyjny sprowadza się teraz do zwykłego obywatela. Możemy jeździć pociągami, chodzić na wesela, imprezy, domówki, podróżować, ale do nas należy ocena, czy jest to ryzykowne, czy nie. Jeśli więc wszystko można, trudno sobie wytłumaczyć, by tego nie robić.

W każdej trudnej sytuacji, szczególnie ważne jest racjonalne myślenie. Wiele decyzji trzeba samemu przekalkulować. W dodatku, jeżeli wchodzą jakieś nowe ograniczenia, trzeba jasno wytłumaczyć, czemu one służą i zaproponować alternatywę. Zamykanie lasów i parków nie miało sensu, bo nie zarażamy się w takich miejscach. Na zgromadzeniach, jakie odbywały przed wyborami, wszyscy powinni mieć maseczki. Tak samo w kościołach. Jeśli idziemy po ulicy, na której nikogo nie ma, noszenie maseczki jest zbędne. Dopiero gdy stoimy przez co najmniej kwadrans w większym tłumie – zakrywamy usta i nos. Niektóre błędne decyzje, do których nikt się nie przyznał i ich nie wytłumaczył, spowodowały, że teraz znacznie trudniej uzyskać akceptację społeczną powracających ograniczeń.

Co jest bezpieczne, a co nie?

Bezpieczne są otwarte, niezatłoczone przestrzenie. Wakacje – w porządku, ale gdy podróż trwa kilka godzin, jeśli to możliwe, wybierzmy samochód zamiast pociągu czy autobusu. Jeśli wybieramy środki komunikacji masowej, musimy mieć maseczkę. Znam historię młodego, wysportowanego mężczyzny, który w autobusie, dwie godziny siedział obok osoby zakażonej – oboje bez maseczek. Teraz walczy o odzyskanie sprawności, bo ma poważnie uszkodzone płuca i nie jest w stanie bez zadyszki wejść na drugie piętro. Nie widzę problemu, aby wypoczywać na plaży, dopóki nie jest ona zatłoczona, jak w głównych polskich kurortach. Opcje urlopowe typu namioty, kampery, przyczepy nie są problemem. Hotele również, ale pod warunkiem, że są porządnie przygotowane na przyjęcie gości. Musimy być świadomi i dostosować nasze aktywności do wymogów bezpieczeństwa, a zdrowy rozsądek opierać na rzetelnych analizach.

Jak przekonać młodych, żeby ograniczyli pewne aktywności? Oni nie czują się zagrożeni.

Zapobiegając rozprzestrzenianiu się pandemii, nie możemy chronić tylko starszych osób i pozwolić się młodym zarażać, bo to oznacza, że młodzi będą „dystrybuować” wirusa wśród swoich bliskich, a ci na kolejnych chorych. Taki model przyjęli Szwedzi i nie odnieśli sukcesu – śmiertelność w Szwecji jest ponad 10 razy wyższa niż w Polsce. Bo nie jesteśmy w stanie odseparować ich od starszych ludzi. Zanim pojawią się objawy choroby, możemy już zarazić kolejne osoby. A niektórzy przechodzą chorobę bezobjawowo i zarażają przez tydzień. Najważniejsza w tej pandemii jest solidarność społeczna. Na maseczkach powinno być napisane „noszę ją dla Ciebie”. Chronią również nas, ale to, że nosimy je na twarzy jestem gestem troski o otoczenie, robimy to dla siebie nawzajem. Trzeba wykorzystać gotowość ludzi do altruizmu i dać im platformę, na której będą mogli się realizować. Budowanie pozytywnej motywacji jest bardziej skuteczne niż nakazy i mandaty. Musimy myśleć o innych, nie tylko o sobie.

Na co nowy minister zdrowia powinien położyć nacisk?

Przede wszystkim na koordynację działań instytucji zaangażowanych w ochronę zdrowia i walkę z pandemią, wykorzystanie gromadzonych danych do podejmowania szybkich i zdecydowanych decyzji. Inspekcja Sanitarna, na którą spadło gros obowiązków, niebawem się rozpadnie, bo jej pracownicy są u kresu wytrzymałości, fizycznej i psychicznej. Trzeba również usprawnić funkcjonowanie podstawowej opieki zdrowotnej i szpitali szczebla powiatowego. Ponadto, kluczowa będzie szeroka współpraca z ekspertami, a także otwartość i komunikacja, dobra komunikacja – oparta na rozmowie ze społeczeństwem, tłumaczeniu każdej trudnej decyzji. Bo szacunek dla wszystkich odbiorców zobowiązuje do dialogu.

Rozmawiała: Joanna Leśnicka

Paweł Grzesiowski – doktor nauk medycznych, ekspert profilaktyki i terapii zakażeń ze Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP, pediatra, naukowiec, nauczyciel akademicki.

W piątek Ministerstwo Zdrowia ogłosiło 900 nowych przypadków, łączna liczba zakażonych w Polsce przekroczyła 61 tysięcy.

Dla osób badających sytuację pandemiczną, liczy się średnia tygodniowa, która niestety w ciągu ostatnich czterech tygodni stale rośnie. Zaczynamy wchodzić na niepokojący poziom – wskaźnik reprodukcji wirusa zbliża się do wartości 1,3 – co oznacza, że z każdych dziesięciu chorych, po tygodniu przybywa nam trzynastu, po kolejnym – trzydziestu, po kolejnym 40 itd. W tym momencie mamy najwyższą od początku epidemii w Polsce liczbę aktywnych przypadków – ponad 17,5 tysiąca. Szybciej przybywają nowi pacjenci, niż poprzedni zdążą wyzdrowieć. Rośnie także szybko liczba hospitalizacji, co oznacza, że nierzadko są to przypadki objawowe, a nie łagodne czy bezobjawowe.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po” także od położnej. Izabela Leszczyna zapowiada zmiany
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Diagnostyka i terapie
Zaświeć się na niebiesko – jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Diagnostyka i terapie
Naukowcy: Metformina odchudza, bo organizm myśli, że ćwiczy
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po”: co po wecie prezydenta może zrobić ministra Leszczyna?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
zdrowie
Rośnie liczba niezaszczepionych dzieci. Pokazujemy, gdzie odmawia się szczepień