Marian Banaś, protegowany Prawa i Sprawiedliwości, to prezes NIK, który wcześniej był wiceministrem finansów, szefem KAS i ministrem finansów (w którym to resorcie za jego kadencji mogło dochodzić do przestępstw wyłudzania VAT). Rządzący próbują nas przekonać, że sami wyjaśnią sytuację. Sęk w tym, że politycy PiS już po ujawnieniu materiałów na temat podejrzanych kontaktów i niejasnych interesów Banasia, zamiast domagać się wyjaśnień od szefa NIK, atakowali media za informowanie o tej sprawie, a za Banasiem stawali murem, twierdząc, że to kryształ.
Już po tym, jak raport CBA na temat Banasia był przedstawiony premierowi, PiS oddelegowało dwóch swoich członków na wiceprezesów NIK z rekomendacją samego Banasia. Jeżeli Banaś stracił mandat PiS do sprawowania funkcji szefa NIK, to dlaczego rządzący uwiarygodniają go, kierując do Izby swoich przedstawicieli? Dlaczego PiS jednogłośnie wybrało w Sejmie Banasia na szefa NIK, skoro CBA wciąż analizowało jego oświadczenie majątkowe?
Przeczytaj też komentarz Michała Szułdrzyńskiego: Jeden Pancerny i PiS
Dzisiaj prokuratura doświadczona w prowadzeniu spraw karnoskarbowych prześwietla sprawę wynajmu kamienicy po zaniżonych stawkach przez obecnego szefa NIK. Banaś, człowiek odpowiedzialny za uszczelnienie systemu podatkowego, mógł sam uciekać przed płaceniem podatków. Jest też akt oskarżenia przeciwko wysokim urzędnikom resortu finansów za kierowanie grupą przestępczą za czasów ministra Banasia.
Krzysztof Łapiński, były wicerzecznik PiS i rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy, zakłada, że Banaś mógłby zrzec się stanowiska, gdyby dostał od rządzących gwarancje bezpieczeństwa. Czy Banaś przyjmie warunki i poda się do dymisji, dowiemy się wkrótce. Coś innego niepokoi jednak bardziej.