Strategiczny sektor znalazł się w cieniu pandemii koronawirusa

Gdybyśmy chcieli wskazać „surowiec" niezbędny nam do życia, instynktownie wybralibyśmy wodę. Tymczasem problemy branży, która zajmuje się dostarczaniem wody Polakom, niemal nie przebijają się do świadomości ogółu.

Publikacja: 02.12.2020 10:00

Strategiczny sektor znalazł się w cieniu pandemii koronawirusa

Foto: shutterstock

Zwłaszcza dziś, w okolicznościach stworzonych przez pandemię koronawirusa, moglibyśmy uchodzić za sektor strategiczny: tyle mówi się o myciu rąk i tym, jak woda może nas chronić przed chorowaniem – mówi „Rzeczpospolitej" dr inż. Klara Ramm z Izby Gospodarczej „Wodociągi Polskie" (IGWP).

– Jednocześnie znajdujemy się w cieniu tego, co dzieje się w służbie zdrowia i gospodarce. Zarazem musimy dostarczać wodę mieszkańcom i odbierać od nich ścieki, tu nie ma szans na jakąś „pracę zdalną" – dodaje.

Innymi słowy, branża wod.-kan. jest w Polsce sektorem z pierwszej linii frontu. Tym bardziej zaskakujące jest, jak niewiele wiemy o problemach przedsiębiorstw z tego rynku.

Wyśrubowane normy

Wymogi co do systemu wodno-kanalizacyjnego wyznacza nam unijna dyrektywa ściekowa z 1991 r., zaś procesy modernizacji i rozbudowy sieci napędzają przede wszystkim fundusze UE. – Teoretycznie branża powinna utrzymywać się z taryf, ale one powinny być ustalone na rozsądnym poziomie. W praktyce według np. opracowań OECD w większości krajów UE branża wod.-kan. nie jest w stanie funkcjonować wyłącznie w oparciu o taryfy – mówi Klara Ramm. – Potrzebne są tu inne rozwiązania finansowe, podatki ekologiczne zwracane sektorowi, granty czy dotacje. Przykładowo w Polsce jesteśmy w olbrzymiej mierze beneficjentem Funduszu Spójności – dodaje.

Według raportów Komisji Europejskiej ostatnie dwie dekady były okresem dynamicznych zmian na rynku: wybudowano ponad 83 tys. km sieci wodno-kanalizacyjnych, zmodernizowano lub zbudowano od zera 1600 oczyszczalni. W sumie, jak szacuje IGWP, od początku lat 90. wydano na cały system od 100 do 150 mld złotych. – Przeszliśmy od roli wystawiaczy rachunków do społecznie odpowiedzialnych biznesów. Nie myślimy tylko o budowaniu nowych kilometrów sieci, ale patrzymy znacznie szerzej – mówił kilka miesięcy temu prezes poznańskiej firmy Auqanet Paweł Chudziński.

Jednak niemal dwa tysiące przedsiębiorstw działających na rynku nie ma wielu powodów do zadowolenia. – Poziom świadczonych usług wodociągowych często nie usprawiedliwia wysokiej ceny za 1 m sześc. dostarczanej wody – pisali kontrolerzy NIK w raporcie sprzed dwóch lat. Skarżyli się na niedostateczną jakość i ciśnienie, przerwy w dostawach lub niewystarczające ilości wody. – Mamy nawet do 100 tys. awarii rocznie. Przyczyną jest m.in. przestarzała infrastruktura, której pełne odnowienie może potrwać 100 lat – uzupełniali.

NIK wytknęła też brak kontroli stanu technicznego sieci w niektórych spółkach, co piąta firma nie prowadziła monitoringu pracy sieci, samorządy też nie paliły się do skrupulatnego nadzorowania działań swoich partnerów.

Presja inwestycyjna

Komisja Europejska szacuje, że system wodny w Polsce wymaga jeszcze ok. 6 mld euro inwestycji, by spełnić warunki zdefiniowane w dyrektywie ściekowej. – Na pewno inwestycji wymaga infrastruktura, tak by wszyscy mogli bezpiecznie odprowadzać ścieki i by można było je w bezpieczny sposób utylizować – przyznaje Klara Ramm. – I nie chodzi o to, by każdy dom w Polsce podłączyć do sieci, bo to nie musi być racjonalne ekonomicznie. Rzecz w tym, by każdy obywatel miał dostęp do usług kanalizacyjnych na wysokim poziomie, np. szczelnego szamba i efektywnego odbioru ścieków do zmodernizowanych oczyszczalni. Potrzeby są ogromne, zwłaszcza na wsi – ocenia.

Ale to zaledwie początek, bo inwestować trzeba też choćby i w kadry. Najgorsze jednak dopiero przed nami. – Ze względu na długoterminowe wyzwania związane ze zmianami klimatu, np. suszami i powodziami, zanieczyszczeniem, wpływem rolnictwa czy przemysłu oraz rosnącą populacją miast zapotrzebowanie na kapitał na pewno będzie wysokie. To trend globalny, a na pewno: europejski – szacuje Ramm. – Wod.-kan. to branża kapitałochłonna, z gigantyczną infrastrukturą, którą trzeba modernizować i utrzymywać – mówi.

W Polsce odczuwany jest też deficyt innowacji. – Pomimo implementacji dużych środków finansowych, około 110 mln zł, branża nie zbudowała znaczących krajowych rozwiązań innowacyjnych – podsumowywał w rozmowie z Portalem Komunalnym Zbigniew Gieleciak, prezes Regionalnego Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej w Tychach. – Ekoinnowacje najczęściej kupowane są w państwach zachodnich Unii Europejskiej. W niewielkim stopniu korzystamy z rozwiązań powstałych na krajowych uczelniach, bo po prostu ich nie ma – tłumaczył.

Tymczasem do 2050 r. 75–80 proc. populacji ma mieszkać w miastach, co sprawi, że wod.-kan. stanie się kluczowym elementem „smart city".

Dla innowacji otwiera się szerokie pole również w biznesie. Z zebranych przez ekspertów BOŚ danych wynika, że 38 proc. przedsiębiorców myśli dziś o wydaniu wolnych środków na nowe technologie w zakresie zaopatrzenia w energię. Wkrótce też uświadomią sobie konieczność oszczędniejszego gospodarowania wodą: powracające latem susze będą powodować niedobory i – zapewne – dalsze wzrosty cen. Czeka nas zatem szereg zmian związanych z procesami produkcyjnymi, zwłaszcza w branżach wodochłonnych, np. spożywczej i chemicznej. A na mniejszą skalę – monitorowanie zużycia wody w firmach, np. przez instalowanie baterii z tzw. perlatorem, wykorzystywanie deszczówki czy recykling wody w minioczyszczalniach.

Prawie jak w Egipcie

Pod względem zasobów wody Polska bywa często porównywana do Egiptu. To przesada, ale też nie mamy powodów do radości. Zgodnie ze statystykami AQUASTAT z 2017 r. na głowę statystycznego Polaka wypadało 1585 m sześc. wody. NIK zaokrągla tę liczbę do 1600 m sześc. W UE za nami są tylko Czechy (1238 m sześc.), Dania (1046), Cypr (661) i Malta (117).

Izba podkreśla, że w latach 2000–2016 pobór wody na cele zbiorowego zaopatrzenia ludności zmniejszył się u nas o 13 proc. W 2016 r. pobrano na potrzeby eksploatacji sieci wodociągowych ok. 2,05 km sześc. wody, głównie z zasobów wód podziemnych (72 proc.).

Zwłaszcza dziś, w okolicznościach stworzonych przez pandemię koronawirusa, moglibyśmy uchodzić za sektor strategiczny: tyle mówi się o myciu rąk i tym, jak woda może nas chronić przed chorowaniem – mówi „Rzeczpospolitej" dr inż. Klara Ramm z Izby Gospodarczej „Wodociągi Polskie" (IGWP).

– Jednocześnie znajdujemy się w cieniu tego, co dzieje się w służbie zdrowia i gospodarce. Zarazem musimy dostarczać wodę mieszkańcom i odbierać od nich ścieki, tu nie ma szans na jakąś „pracę zdalną" – dodaje.

Pozostało 91% artykułu
Materiał partnera
Może nie trzeba będzie zapłacić?
Materiał partnera
Siła kompleksowego wsparcia pracowników
Analizy Rzeczpospolitej
Cyfrowa rewolucja w procesach kadrowych
Analizy Rzeczpospolitej
Coraz więcej technologii i strategii
Materiał partnera
Kompleksowe podejście kluczem do sukcesu