Bartkiewicz: Marsz poszukiwaczy komunizmu

Dobra wiadomość: w dniu 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości przez Warszawę przepłynęło morze biało-czerwonych flag. Zła wiadomość: mamy w Polsce młodych ludzi, których rozpiera energia, ale nie pożytkują jej zbyt mądrze.

Aktualizacja: 12.11.2018 07:05 Publikacja: 11.11.2018 17:58

Bartkiewicz: Marsz poszukiwaczy komunizmu

Foto: AFP

Mimo obaw marsz rządowy, połączony z Marszem Niepodległości (choć oddzielony od niego dość wyraźnie przez minidefiladę wojskową), przebiegł dość spokojnie. Czoło  marszu – z prezydentem Andrzejem Dudą, premierem Mateuszem Morawieckim, prezesem Jarosławem Kaczyńskim – prezentowało się dostojnie i statecznie – trochę podobnie do tego, jak wyglądały marsze organizowane przez Bronisława Komorowskiego w czasach jego prezydentury. Z tyłu nie zabrakło kilku stałych punktów programu: rac, petard, flag występujących „gościnnie” włoskich neofaszystów z Forza Nuova, niezbyt entuzjastycznego potraktowania kontrdemonstrantów – ale obyło się bez poważnych incydentów.

Biorąc pod uwagę, że rząd i prezydent zorganizowali wspólny marsz w cztery dni – trzeba wyrazić uznanie dla zdolności organizacyjnych. To była prowizorka i nadal trudno zrozumieć dlaczego czegoś, co zorganizowano w cztery dni, nie można było przygotować wiele miesięcy temu – ale nie było katastrofy. Ba, był nawet frekwencyjny sukces – wstępne szacunki mówią nawet o 200 tysiącach uczestników marszu, a przecież rok temu było to jedynie ok. 60 tysięcy (choć to i tak duża liczba). Niewątpliwie idący na czele marszu politycy PiS te 200 tys. uczestników przypiszą swojemu udziałowi. Pod tym względem rząd może nawet – nieoczekiwanie – zapunktować.

Czytaj także: Warszawa: Dwa marsze, "czerwona hołota" i race

Im dalej od czoła marszu, tym było jednak mniej kolorowo. Tradycyjnie – wbrew obowiązującym przepisom – w tłumie odpalano race, i jako że żadnej z nich nie trzymał w ręku Andrzej Halicki  ani Sławomir Neumann, pewnie tradycyjnie skończy się na przekonywaniu, że to po prostu taki lokalny folklor i w sumie piękny obrazek. Tradycyjnie też niektórzy maszerowali w rytm okrzyków w rodzaju „raz sierpem i młotem czerwoną hołotę”, „a na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści”, czy – spopularyzowanemu niegdyś przez Joachima Brudzińskiego i Jarosława Kaczyńskiego zawołaniu - „cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje”. Młodzież Wszechpolska na swoim profilu na Twitterze nie omieszkała także poinformować o spaleniu flagi UE w akompaniamencie okrzyków „Precz z Unią Europejską”.    

Owszem, bohaterską gotowość młodych ludzi do walki z komunizmem można – przy odrobinie dobrej woli – potraktować jako oddanie hołdu bijącemu bolszewików Józefowi Piłsudskiemu, a frazę o “złodziejach”, z których śmieje się Polska, potraktować jako sprzeciw wobec łamania prawa (chyba że chodzi o odpalanie rac w tłumie). Być może też agresję skandujących o komunistach wiszących na drzewach budzi sposób rządzenia krajem przez Kim Dzong Una – bez wątpienia komunistę. Trudniej już jednak wytłumaczyć zaproszenie na marsz Włochów z Forza Nuova (to ugrupowanie chce m.in. wycofać Włochy z NATO i usunąć je z amerykańskiej strefy wpływów, a także uchylenia praw zakazujących propagowania faszyzmu), czy spalenie flagi UE.

Dr hab. Sławomir Sowiński komentując przebieg marszu w jednej ze stacji telewizyjnych zwrócił uwagę, że warto zapytać dokąd ten marsz miał zmierzać. Prezydent czy premier przeszli przez Most Poniatowskiego – i pojechali w swoją stronę. A myślę, że powinni mimo wszystko bardziej zainteresować się tymi, którzy szli gdzieś daleko za nimi i – mówiąc eufemistycznie – nie do końca prezentowali poglądy zgodne z polską racją stanu.

Cieszę się, że premier w przededniu święta niepodległości mówił, że obecność w UE jest stałym elementem polskiej polityki zagranicznej. Jeszcze bardziej ucieszę się jeśli, jutro czy pojutrze, dziękując za tak liczną obecność Polaków na marszu – powie, że ci, którzy palili flagę UE, czy zapraszali na marsz włoskich neofaszystów – szkodzą Polsce. I wyjaśni, że na walkę z komunistami był czas, gdy realnie nam zagrażali, a nie dziś, gdy szukać trzeba ich w Korei Północnej i na Kubie. Dziś zagrożenia są zupełnie inne. I do uporania się z nimi bardziej niż czerwonych rac potrzeba mądrości.

Mimo obaw marsz rządowy, połączony z Marszem Niepodległości (choć oddzielony od niego dość wyraźnie przez minidefiladę wojskową), przebiegł dość spokojnie. Czoło  marszu – z prezydentem Andrzejem Dudą, premierem Mateuszem Morawieckim, prezesem Jarosławem Kaczyńskim – prezentowało się dostojnie i statecznie – trochę podobnie do tego, jak wyglądały marsze organizowane przez Bronisława Komorowskiego w czasach jego prezydentury. Z tyłu nie zabrakło kilku stałych punktów programu: rac, petard, flag występujących „gościnnie” włoskich neofaszystów z Forza Nuova, niezbyt entuzjastycznego potraktowania kontrdemonstrantów – ale obyło się bez poważnych incydentów.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej