To nie wybory w USA, nie wybory w Polsce, nie potencjalna sukcesja na Kremlu, ale widmo pandemii może się stać najważnieszym politycznym wydarzeniem roku. Jakie są więc pierwsze polityczne wnioski? Po pierwsze, historia z koronawirusem przypomina nam, czym polityka różni się od fizyki czy matematyki. Nie ma matematycznego modelu, w którym możemy wszystko wyliczyć, zaplanować i zrealizować. W polityce najbardziej pociągający i zaskakujący jest ten czynnik ludzki i – szerzej – element wpływu natury na rzeczywistość. Pokora wobec polityki polega na tym, by czasami to uznać. Zatem zmiana następuje niespodziewanie i z niespodziewanej strony – pandemia może wywracać rynki, zmieniać wyniki wyborów, wynosić do władzy nowych ludzi, zrzucać z tronów tych, którzy jeszcze wczoraj byli tak bardzo pewni siebie. Zawirowanie wprowadzają emocje człowieka, czasem jednego człowieka, jego błąd albo sama natura. Trzeba być na to gotowym.
Po drugie, widać, że w czasach, kiedy ogłoszono rządy indywidualizmu, w momentach granicznych, gdy ludzie w swoim odczuciu walczą o zdrowie czy życie, wciąż jesteśmy społeczeństwami, trzeba patrzeć na ludzi jako na wielkie zbiorowiska. Jeden z paradoksów epidemii polega na tym, że problemem jest nie tylko liczba zmarłych czy zakażonych – ta może być w porównaniu do innych chorób czy ofiar wypadków samochodowych niewielka. Problemem epidemii jest też zmiana społeczna, trend, który uruchamia, a który bezpośrednio dotyczy polityki. To właśnie on powoduje, że ludzie w Turynie wykupują wszystek makaron ze sklepów.
Po trzecie, i to jest naprawdę ważne dla polityków, wiele na świecie się zmienia, ale pozostaje skłonność społeczeństw do paniki, i ta panika może mieć poważne polityczne następstwa.
Po czwarte, politycy powinni zwrócić uwagę na to, jak zagrożenie ze strony nieznanego, tajemniczego zjawiska zmienia hierarchię wartości społecznych. Wydawałoby się, że – szczególnie w zachodnich społeczeństwach – tak wiele się zmieniło: obywatele mają zaspokojone podstawowe potrzeby, są spokojni o swoją przyszłość. Tymczasem wprowadzające niepokój fakty podawane przez media, często podlane mitami rozpowszechnianymi przez media społecznościowe, mogą przywrócić w społeczeństwach na wielka skalę miast takich jak Mediolan czy Turyn stare hierarchie, w których najważniejsze jest zdrowie, życie, a nawet przeżycie.
Po piąte, nie umiemy zarządzać globalizacją. Każdy rozumie, że w rozprzestrzenianiu się wirusa najbardziej „pomocna" jest globalizacja, baumanowskie „płynne społeczeństwo", które ciągle pozostaje w ruchu. Tak naprawdę, żeby powstrzymać pandemię albo spowolnić jej rozwój, trzeba, aby ktoś miał władzę polegającą na tym, by posadzić na miesiąc prawie wszystkie samoloty na lotniskach, zamknąć granice itd. W nowoczesnym społeczeństwie konsekwentne działanie w tej skali jest w zasadzie niemożliwe, rządzi globalizacja, nad którą faktycznej całościowej władzy nie ma nikt (z drugiej strony to dobrze).