Wałęsa był zdenerwowany przez większość rozmowy w programie "24 godziny" TVN24. - To są kłamstwa, nie mam żadnych dokumentów. Nie mam już nic do powiedzenia na ten temat. Pan mi udowadnia rzeczy, które miały miejsce albo nie - mówił do prowadzącego program.

- Dlaczego nie mówią, że chciano mnie porwać? Kto chciał to zrobić? Dlaczego nie mówią, że żona Gwiazdy chciała mnie wyciągnąć ze stoczni, żeby mnie porwano, a na moje miejsce wstawić Gwiazdę? - pytał wzburzony.

Wałęsa nie przyznaje się do niszczenia dokumentów na jego temat - "wszystko było zalakowane z adnotacją 'nie ruszać'"

- Nie kwitowałem pojedynczych dokumentów. Wszystkie dokumenty moje sekretarki włożyły do kopert, kartonów i zalakowały z napisem "nie dotykać". Nie spodziewałem się, że czerwoni dojdą do władzy i będą tym manipulować. Coś tu nie gra, nie wiem kto kłamie. Na pewno nie ja. Dokumenty te dotyczyły mnie, a nie "Bolka". Milczanowski nigdy by mnie nie oszukał, to jego nie dotyczy. Osobiście odbierałem dokumenty od Milczanowskiego, ale nie patrzyłem na każdy dokument. Brałem wszystko na raz - tłumaczył prezydent.

Lech Wałęsa wiele razy mówił, że "Bolków" było wielu. Ale TW "Bolek" zarejestrowany w stoczni gdańskiej był tylko jeden. - To w takim razie ja się pytam jaki kryptonim miał podsłuch założony na mnie w Stoczni? Jaki miał kryptonim agent, który to spisywał? - pytał się były prezydent. - Nie macie żadnego mojego podpisu, żadnego mojego podpisu pod współpracą z SB - mówił Wałęsa.