Pierwsze pociski rakietowe wystrzelone ze Strefy Gazy spadły w sobotę. Kolejne wczoraj. Palestyńczycy zaatakowali też pociskami moździerzowymi. Pierwszy raz od 18 stycznia, gdy Izraelczycy i Hamas zdecydowali się wstrzymać ogień, rannych zostało kilka osób. W tym czasie pierwszą wizytę na Bliskim Wschodzie kończył specjalny wysłannik prezydenta USA Baracka Obamy. Przed odlotem George Mitchell zapewnił, że Bliski Wschód to jeden z priorytetów nowej administracji USA. Nie doczekał jednak ostrej reakcji Izraela na palestyńskie ataki.

– Jeśli ataki rakietowe będą kontynuowane, Izrael odpowie w sposób dotkliwy i nieproporcjonalny – zapowiedział premier Ehud Olmert. Dodał, że Izrael zrobi to, kiedy będzie chciał i gdzie będzie chciał. – Zadaliśmy Hamasowi bardzo poważny cios. Jeśli będzie to potrzebne, otrzyma i drugi – wtórował mu minister obrony Ehud Barak.

W czasie trwającej trzy tygodnie wojny zginęło ponad 1300 Palestyńczyków i 13 Izraelczyków. Tym razem Hamas nie traktuje jednak gróźb Izraela poważnie. Jego przywódcy mówili wczoraj, że to zapewne tylko hasła w kampanii wyborczej przed zaplanowanymi na 10 lutego wyborami do izraelskiego parlamentu. Wczoraj delegacja Palestyńczyków udała się do Kairu, by rozmawiać o zwiększeniu szans na trwalszy rozejm.

Egipt, który dwa tygodnie temu pomógł wynegocjować wstrzymanie ognia, teraz instaluje przy granicy ze Strefą Gazy kamery i czujniki ruchu. Urządzenia te mają pomóc w wykrywaniu podziemnych tuneli, którymi z Egiptu Palestyńczycy przemycają wszystko, czego potrzebują do życia. Podczas ostatniej ofensywy Izraelczycy zniszczyli wiele podobnych tuneli.