Główni oskarżeni w sprawie mafii paliwowej zarzucają prokuratorom z krakowskiej apelacji, że namawiali ich do obciążenia działaczy lewicy, obiecując łagodniejsze kary. Chodziło o polityków tej rangi co były prezydent Aleksander Kwaśniewski.
"Rz" ustaliła, że śledczy nie boją się o swój los. Mają koronny dowód, który przeczy rewelacjom paliwowych baronów. To nagrania ich zeznań. – Wszystkie wyjaśnienia złożone w śledztwie przez Jana B. i innych głównych podejrzanych były rejestrowane na sprzęcie audio-wideo. Protokoły wraz z nagraniami znajdują się w krakowskim sądzie, który prowadzi przeciw nim proces – mówi "Rz" Marek Wełna z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
[srodtytul] Rewelacje baronów[/srodtytul]
W lipcu tygodnik "Polityka" – przytaczając słowa baronów paliwowych – napisał, że Prokuratura Apelacyjna z Krakowa szukała haków na polityków lewicy. Śledczy mieli naciskać na właścicieli spółki BGM, kluczowej w mafii paliwowej, aby obciążyli zeznaniami m.in. Aleksandra Kwaśniewskiego oraz dwóch byłych premierów Leszka Millera i Józefa Oleksego.
Z artykułu wynika, że prezes BGM Jan B. w zamian za zwolnienie go z aresztu zeznał, iż mafia płaciła politykom haracz, a pieniądze trafiały na ich szwajcarskie konta. Śledczy, chcąc, by te zeznania potwierdzili dwaj inni właściciele spółki Zdzisław M. i Arkadiusz G., mieli na nich naciskać, a wręcz szantażować.