Był w nim góralski żywioł. O jego sile, zawziętości i poczuciu humoru krążyły legendy. Żył i odszedł jak podhalański pan, trzymając fason nawet, gdy trawiła go choroba.

Jan i jego starszy brat Andrzej, synowie śpiewaka operowego Andrzeja Bachledy seniora, tworzyli najwspanialszą parę w historii polskiego narciarstwa alpejskiego: Jano i Ałuś, żywioł i refleksja. Andrzej zdobył więcej medali, ale gdy Jan z igrzysk w Innsbrucku wracał z 11. miejscem, Zakopane wydrukowało pocztówki z jego zdjęciem.

Kochano go za ryzyko na stoku i w życiu.

Był specjalistą od slalomu, tak dobrym, że zdarzało mu się wygrywać przejazdy z legendarnym Ingemarem Stenmarkiem. Dzień po nim zmarł ojciec Andrzej Bachleda senior. Płakało po nich całe Zakopane.

Miał 58 lat.