– Nic o nim nie wiemy. Jego telefon komórkowy milczy. Z każdą godziną nadzieja jest coraz mniejsza. Minęły już dwa dni – mówi „Rz” mieszkająca w Warszawie teściowa zaginionego Elżbieta Cielecka. Na miejscu jest jej córka Maria Karolina, która wraz z mężem pracowała w tamtejszej misji ONZ. To właśnie w kwaterze głównej tej organizacji w hotelu Christopher przebywał 55-letni Guillaume André Siemieński, gdy zatrzęsła się ziemia.
Wysoki budynek legł w gruzach, pod którymi – jak szacuje ONZ – znalazło się od 150 do 200 pracowników organizacji. Czy Siemieński jest jednym z nich?
– Nikt nie jest w stanie powiedzieć nam nic pewnego. Zawalony budynek przez wiele godzin przeszukiwany był za pomocą bardzo prymitywnego sprzętu. Ziemia jest popękana i dopiero teraz udało się tam dotrzeć koparkom – mówiła w czwartek pani Cielecka.
Jej córka koczuje pod gołym niebem w pobliżu zniszczonego budynku. Czeka na jakąkolwiek wiadomość o mężu. Policja nie dopuszcza jednak krewnych zaginionych do gruzowiska.
– Co jakiś czas pojawiają się wiadomości dające jakąś nadzieję. Podobno jakiś człowiek, który pracował na tym samym piętrze o tej samej porze co on, przeżył. Odezwał się do rodziny dopiero po kilkudziesięciu godzinach. Pozostaje nam modlitwa. Liczymy na cud – mówi Elżbieta Cielecka.