Dramat zaczął się o godz. 14.46 czasu miejscowego w północno-wschodniej części Japonii. Wywołana wstrząsami 10-metrowa fala zalała wybrzeże Pacyfiku, zmywając wszystko, co stało na jej drodze. Unosiła w górę domy i auta niczym dziecięce zabawki.
Raport specjalny: tsunami w Japonii
W porcie Ishinomaki gigantyczne tsunami porwało statek, na którego pokładzie znajdowało się sto osób. W prefekturze Miyagi zaginęły cztery pociągi pełne pasażerów – do piątkowego wieczoru nie było wiadomo, co się z nimi stało. W japońskiej telewizji pokazywano scenę, w której ludzie jadący samochodem usiłowali uciec przed tsunami. Nie udało się – pojazd zniknął pod wodą.
Gdy zatrzęsła się ziemia, w Tokio zawyły dziesiątki syren alarmowych umieszczonych na dachach drapaczy chmur. Ludzie w domach i biurach zataczali się, nie mogąc utrzymać równowagi. Czepiali się mebli i innych sprzętów. – Czułem się tak, jakbym miał silny zawrót głowy. Podłoga kręciła się jak karuzela, z tą różnicą, że nie wiadomo było, kiedy ta jazda się skończy – opowiadał telewizji CBS News mieszkający w Japonii Amerykanin Matt Alt.