Rządząca Warszawą Platforma Obywatelska nie chce oddać Bemowa, które było jednym z jej bastionów, a po wyborach samorządowych wpadło w ręce opozycyjnych radnych.
– To, co dzieje się w tej dzielnicy, uderza w idee samorządu, nie tylko w dzielnicy, ale w całym mieście – mówi Błażej Poboży, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Chaos ma zły wpływ na zwykłych urzędników, którym trudno ocenić, kto ma rację, kto może podejmować decyzję, a to odbije się na ich pracy na rzecz mieszkańców.
Mieszkańcy już odczuwają skutki konfliktu. W niedzielę władze Bemowa poinformowały, że ratusz nie chce dać dzielnicy środków na zajęcia prozdrowotne, takie jak bezpłatny dostęp do basenu, gimnastykę, tai chi czy zajęcia taneczne. W poniedziałek kilkadziesiąt osób pikietowało w tej sprawie przed siedzibą prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO).
– Od kilku lat chodzę na gimnastykę i na taniec, a teraz się okazuje, że ich nie będzie, bo urzędnicy z pl. Bankowego się na to nie godzą – mówi 64-letnia pani Irena, która brała udział w pikiecie.
Delegację protestujących przyjął wiceprezydent Jarosław Jóźwiak. Tłumaczył, że odesłano dokumenty z Bemowa, bo nie było w nich mowy o wykorzystaniu dzielnicowego ośrodka sportu. – To nieprawda. Z ośrodka chcemy korzystać jak dotąd – mówi burmistrz Bemowa Krzysztof Zygrzak.