Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego ocenił, że zdobycie Debalcewe wynika z braku szczegółowego porozumienia w Mińsku. – To mieli zrobić szefowie sztabów. Spór toczył się o to, jaka ma być interpretacja. Czy zawieszenie broni ma być na tej linii, na której się wojska znajdowały, czy, jak chcieli Rosjanie, to miała być wyprostowana linia. Wyszło na Rosjan – stwierdził Koziej.
Zapytany przez prowadzącą program Monikę Olejnik, czy można spodziewać się, że po zajęciu Krymu i Donbasu siły prorosyjskie znów podejmą ofensywę, Koziej odpowiedział, że nie ma powodu, żeby wykluczyć taki scenariusz. – Historia tego konfliktu pokazuje, że tak to wygląda. Ja się obawiam, że po jakimś czasie wznowione zostaną operacje na większą skalę, na przykład w kierunku Mariupola – ocenił.
Czytaj więcej: "Debalcewe padło". Żołnierze opuszczają miasto
Czytaj także: Ukraina. Planowe skracanie linii frontu
Koziej ocenił, że siły ukraińskie nie miały możliwości obrony Debalcewe. – Tam było regularne, ciężkie uzbrojenie rosyjskie. Położenie w okrążeniu była bardzo skomplikowane, tym bardziej, że Ukraina nie używa lotnictwa do kontaktów z okrążonym regionem – tłumaczył szef BBN.