Spot PiS „Nie wpuśćmy ich do Sejmu", przypominający afery PO, otwiera mocną telewizyjną końcówkę kampanii. – Na reklamy w telewizji mamy więcej, niż w wyborach prezydenckich mieliśmy na całą kampanię w drugiej turze – przekonuje nas jeden ze sztabowców opozycji.
– Z przecieków, które mamy, wynika, że obie strony mają zaoszczędzone na finał podobne kwoty, po kilka milionów złotych – uzupełnia polityk Platformy.
Oba sztaby zapowiadają pełne emocji spoty na ostatnie dni przed głosowaniem. Obecnie PiS skupia się na demobilizacji wyborców rywali, przypominając afery i niezrealizowane obietnice, PO zaś tłumaczy swój program likwidacji składek na ZUS i NFZ, który nie został zrozumiany po jego prezentacji na konwencji w Poznaniu.
Przetarg na spot PO
Problem PO polega na tym, że nie jest w stanie utrzymać reżimu kampanii. W poniedziałek „Newsweek" na pierwszej stronie sugeruje, że PiS stoi za aferą taśmową, a prokuratura nie chce tego zbadać. Gazeta powołuje się na tajemniczy poufny raport skierowany do służb i prokuratora generalnego. Do jego autorstwa przyznaje się Roman Giertych, kojarzony z PO, choćby z uwagi na ciche poparcie w wyborach do Senatu. Wymowa materiału jest przez to słabsza, niż gdyby dokument przygotowały służby lub prokuratura, ale Platforma organizuje konferencję prasową w tej sprawie. – Jedynie nagłośnili niewygodny dla nas temat taśm – zżyma się jeden z członków sztabu PO.
W Platformie nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za wszystkie działania, bo nie ma czegoś takiego jak wspólna linia. Każdy przynosi coś od siebie, przyprowadza swoich ludzi, namawia do koncepcji. Nawet na końcowy spot został ogłoszony rodzaj przetargu. Wygra go ta firma, która przedstawi lepszą koncepcję.