Reżyser Billie August mógł nakręcić fascynujący dramat polityczny o systemie apartheidu w RPA i ludziach, którzy mu służyli. Mogła to być zajmująca opowieść o Nelsonie Mandeli – polityku, który obalił reżim. A powstało nudne kino ze schematycznymi bohaterami.Rok 1968. Gregory (Fiennes) – szef cenzury w więzieniu na Robben Island – dostaje od służb specjalnych polecenie, by nadzorować pobyt Mandeli (Haysbert) za kratami zakładu. Początkowo rasistowski aparatczyk traktuje zadanie jako trampolinę do kariery. Ale stopniowo kontakt z więźniem zmienia go w szlachetnego człowieka...
August zrealizował rzetelny obraz w słusznej sprawie, ale popełnił błąd obsadowy. Joseph Fiennes nie potrafi zagrać przemiany bohatera, która jest kluczowa dla sensu tej opowieści. Od początku ma wypisaną szlachetność na twarzy. Nie popisali się także scenarzyści. W relację między Mandelą a strażnikiem trudno uwierzyć. Jest zaledwie naszkicowana, choć film trwa ponad dwie godziny. Poza tym Mandela jest tutaj pokazany bardziej jako ikona niż postać z krwi i kości. O emocjach i moralnym wstrząsie można zapomnieć.
Dramat. Belgia, Niemcy, RPA, Luksemburg, W. Brytania 2007, reż. Billie August, wyk. Joseph Fiennes, Dennis Haysbert
Atlantic