Kobiety już wielokrotnie udowadniały, że bardzo dobrze się czują w sportach uważanych za męskie. Agata Wróbel z powodzeniem dźwigała ciężary, a Kamila Skolimowska była jedną z najlepszych kobiet rzucających młotem na świecie. Obecnie nie dziwią więc zajęcia dla pań z boksu i karate. Choć są też dyscypliny, na których w ogóle nie ma panów – np. pilates.
Prawie sto lat temu Joseph Pilates wymyślił zestaw ćwiczeń, które miały na celu pomóc zachować kondycję osobom po urazach czy poważnych kontuzjach. Okazało się jednak, że taka gimnastyka, przeciwieństwo aerobiku, oparta na wolnym ruchu, świetnie spala tkankę tłuszczową. Co daje pilates? Na portalu poświęconym ćwiczeniom (www.pilates.pl) czytamy, że poprawiają one stabilność kręgosłupa i pozwalają na bezpieczną rehabilitację kontuzji stawów. No i uczą oddychać. A najważniejsze, że pilates jest dla wszystkich – bez względu na wiek czy formę. Do podstawowego treningu wystarczy mata (zaawansowane lekcje odbywają się z pomocą tzw. reformerów, czyli urządzeń usprawniających). Ćwiczyć możemy w domu, a i specjalny strój nie jest nam potrzebny – może to być zarówno luźny dres, jak i szorty oraz podkoszulek.
Popularną dyscypliną wybieraną przez kobiety jest samoobrona. To co prawda nie jest rodzaj sportu, lecz umiejętność rozpoznawania sytuacji zagrożenia oraz trening pewności siebie. Uczy ona rozwiązywania niebezpiecznych konfliktów.
W Warszawie od kilku lat zajęcia takie cyklicznie organizuje Straż Miejska. Warto co jakiś czas zajrzeć na jej stronę (www.strazmiejska.waw.pl), by się dowiedzieć, kiedy planowane są kolejne kursy.
Czy to się do czegoś przydaje? Statystyki mówią same za siebie. Według badań Kanadyjczyków 68 proc. pań, które walczyły fizycznie, broniło się przed napastnikiem skutecznie.