Dramat czteroosobowej rodziny zaczął się przed Bożym Narodzeniem, kiedy ich dom przy ul. Przemian stanął w ogniu. Przez dwa tygodnie po pożarze tułali się: Paweł i Edyta mieszkali kątem u sąsiadów, ich dzieci 9-letni Damian i 13-letnia Martyna u kolegów z klasy. W tym czasie sąsiedzi i władze dzielnicy organizowały pomoc pogorzelcom. Dzielnica zadeklarowała, że do marca – na czas remontu spalonego domu – wynajmie Jarzyńskim w Nadwiślańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej 40-metrowe mieszkanie. Wigilię Jarzyńscy spędzili razem.
Tymczasem tydzień temu pogorzelcy dowiedzieli się od wiceburmistrza Andrzeja Opolskiego, że do 15 stycznia muszą się wyprowadzić z mieszkania w spółdzielni.
– Nie mamy pieniędzy, by płacić za czynsz (500 zł miesięcznie – red.). Dlatego rodzina powinna się przenieść do mieszkania socjalnego, za które nie będziemy płacili. Do 15 stycznia powinno zostać wyremontowane. Tam będzie im lepiej – powiedział kilka dni temu Opolski.
– Dlaczego ktoś za nas decyduje, gdzie będzie nam lepiej. My nie chcemy się stąd przenosić. Musielibyśmy znów się pakować, szykować przeprowadzkę. To zabiera czas, który możemy przeznaczyć na remont domu przy ul. Przemian – mówi Edyta Jarzyńska.
Przeciwko przeprowadzce zaprotestował Paweł Tyburc, przewodniczący rady dzielnicy, który przekazał pogorzelcom pościel.