Oddaję się do dyspozycji zarządu

Pływanie - nie do wyobrażenia. Zgrupowania w Sierra Nevada, lody w wannie, czy tlen w wannie z lodami, sam już nie wiem jak ten wynalazek się nazywa, ale nie ma żadnego medalu - mówi "Rz" Piotr Nurowski, szef MKOl.

Aktualizacja: 25.08.2008 02:28 Publikacja: 24.08.2008 17:37

Piotr Nurowski

Piotr Nurowski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

"Rz": Kto pana najbardziej rozczarował podczas igrzysk?

Piotr Nurowski:

Dwie dyscypliny i jeden człowiek. Pływanie - nie do wyobrażenia. Zgrupowania w Sierra Nevada, lody w wannie, czy tlen w wannie z lodami, sam już nie wiem jak ten wynalazek się nazywa, ale nie ma żadnego medalu. Drugie jest żeglarstwo. Gdy byłem w Qingdao chłopcy ze Stara wygrali pierwszy wyścig, medalowy, ale było już za późno. A ten jeden człowiek to Marcin Dołęga. Znakomity zawodnik, ale to nie usprawiedliwia samowolki: trener sobie, sportowiec sobie. Na własne życzenie wraca bez medalu. Jeśli ktoś by mnie zapytał o stuprocentowego faworyta - jeśli w ogóle można o nich mówić, Pekin pokazał że takich nie ma - to wymieniłbym nie Kołeckiego, Otylię czy czwórkę podwójną, ale właśnie Dołęgę. A on sobie chciał pobić rekord świata, 200 kilo w rwaniu.

Myśleliśmy, że ten jeden człowiek to Jerzy Sudoł.

Niektórzy działacze i trenerzy nie dostosowali się do postawy sportowców. To jest również mój dramat. Dlatego teraz chciałem powiedzieć wszystkim: przepraszam. Jest mi wstyd, że ktoś w wiosce olimpijskiej robi takie numery. Człowiek, który chce się nazywać działaczem, wychowawcą, Bóg wie jeszcze czym. Jak sobie PZLA nie da rady, to my się z ministrem włączymy i gwarantuję, że ta sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan.

Kto jeszcze rozczarował?

Trudno mówić o rozczarowaniu tam gdzie był medal. Powiedzmy że to był niedosyt: szermierka. Cieszę się, że szpadziści zdobyli srebrny medal, ale co z florecistkami, indywidualnie i drużynowo? Co z szablistkami, indywidualnie i drużynowo? Podobnie w kajakach. Wyczytałem gdzieś, że to kajaki mnie uratowały, bo tam był dziesiąty medal. Jak dziewczynom gratulowałem, że uratowały honor polskiego kajakarstwa, to Beata Mikołajczyk mi odpowiedziała: I pański też. Coś w tym jest. Ale doceniając kajakarzy za to, że dostali się aż do ośmiu finałów, nie potrafię się cieszyć ich dorobkiem medalowym.

Poda się pan do dymisji?

12 września obraduje zarząd PKOl. Oddaję się do jego dyspozycji, może znajdą kogoś lepszego. Nie dzielę pieniędzy na przygotowania, ale wziąłem na siebie odpowiedzialność. To był pewien zabieg socjotechniczny. Chciałem zdjąć trochę presji z trenerów i prezesów. Tylko nie łapcie mnie za słowo. Nie powiedziałem, że ustąpię jak nie będzie więcej medali niż w Atenach. Ustąpię jak będzie gorzej niż tam. Moim zdaniem jest lepiej. Nie jest to sukces, ale też nie klęska. W Atenach zakwalifikowaliśmy się do 42 finałów, tutaj do 61. Miejsca punktowane nie są dla mnie ważne, PKOl za moich rządów zniósł premie za miejsca 4-8, ale nie można powiedzieć że nie było lepiej niż w Grecji. Z polskim sportem olimpijskim nie jest tak źle, jak przez pierwsze sześć dni w Pekinie, i nie tak dobrze jak jednej pięknej niedzieli 17 sierpnia. Jesteśmy pośrodku. Co mają powiedzieć Szwedzi? Pięć medali, żadnego złota.

W sportach walki tylko zapaśniczka Agnieszka Wieszczek zdobyła medal. Co dalej z tymi dyscyplinami?

Jak patrzyłem na zapasy, judo, to miałem różne myśli. Słowacja, kraj 5 mln ludzi, zdobyła trzy złote medale i jeden srebrny, wszystkie złote w kajakarstwie górskim. Może pójść na specjalizację? Ale przecież zaraz się podniesie rejwach: że sam mówiłem, że nie ma dyscyplin niszowych, itd. Coś jednak trzeba zrobić. Ja nie mam nic przeciwko Arkadiuszowi Sowie. To jest maraton, straszny wyścig, ale 54. miejsce? Jak ktoś chce biegać, bo ma takie hobby, to są Maratony Pokoju, Warszawskie. Tam można startować, za własne pieniądze. Wyrosłem w lekkiej atletyce i boli mnie, że wysłaliśmy tu 66 osób z takim efektem. Bieg na 1500 metrów kobiet... Nie pytał pan Lidii Chojeckiej, po co toczyła taką zaciętą walkę o igrzyska, do ostatnich dni? Była w Pekinie zupełnie bez formy, system minimów olimpijskich to jest ślepa uliczka.

Nie wiem, czy będę jeszcze prezesem PKOl, czy nie, ale to trzeba zmienić. Do Lidii miałem sympatię, ale było wiadomo, że nic nie zdziała. Przepchnęliśmy do kadry olimpijskiej Marcina Starzaka, a on skoczył w dal 7,62.

Prawie 60 centymetrów bliżej niż na jednym z mityngów przed igrzyskami...

Nie wypełnił minimum, ale zdecydowaliśmy się go zabrać, bo kryteria są nierówne. Dla skoku w dal bardzo wyśrubowane, w innych konkurencjach nie zawsze. Nieważne, zmieniamy sposób działania. We wrześniu rozwiązujemy obecny sztab przygotowań olimpijskich, powołujemy nowy, już na Londyn. Pekin to historia, trzeba patrzeć co się zdarzy za cztery lata. I wówczas chcemy już decydować arbitralnie, a nie automatycznie na podstawie wypełnionych kryteriów startu w igrzyskach. Niech pojedzie 100 osób, 50, ale z szansami. Mało tego, chcemy żeby to sztab olimpijski dzielił pieniądze między związki, a nie ministerstwo. To pomysł, nie decyzja, ale minister Drzewiecki jest za. On idzie jeszcze dalej. Chce zmusić statutowo związki do dobrej pracy, a jedynym instrumentem przymusu jest kasa. Więcej na razie nie zdradzę.

Specjalizację wybrali np. Brytyjczycy, to może i u nas można to zrobić?

Brytyjczycy mieli 420 mln euro na przygotowania, przed Londynem dostaną 830 mln, ale już w Pekinie zaskoczyli, zajmując czwarte miejsce. Zdobyli po kilka łotych medali w kolarstwie, żeglarstwie, ale oni postawili na sport profesjonalny. Związek się tam nie zajmuje spływami Czarną Hańczą. Napiszcie o tym, co się dzieje w naszym związku żeglarskim. Macie we mnie sojusznika.

Gdybyśmy pisali o wszystkich związkach które mają problemy, to na nic innego nie byłoby miejsca w gazecie.

Różne pomysły chodzą mi po głowie. Chciałbym postawić wszędzie na młodych ludzi. Dać im dobre zaplecze biznesowe, prawne, medyczne. Ale sport jest suwerenny i demokratyczny. Jak rząd chciał robić porządki w PZPN komisarycznie i przez kuratorów, FIFA zareagowała tak, że musiał się wycofać. Sprawa jest delikatna. Mnie się marzy taki model jak w PKOl. Na czele stoi człowiek niemłody, on organizuje, załatwia pieniądze. Ale przewodzi dwóch młodych ludzi: Adam Krzesiński, prezes jednego z najlepszych klubów, AZS AWF, i Kajetan Broniewski. Obaj byli olimpijczykami, potrafią kierować, jest chemia między nimi a zawodnikami. Trzeba iść w tym kierunku. Jeśli działacze związku podejmują np. decyzję o składzie sztafet i o tym kto gdzie będzie startował, to nóż się w kieszeni otwiera. Może mówię przeciwko sobie, ale najwyżej mnie ci ludzie nie wybiorą.

"Rz": Kto pana najbardziej rozczarował podczas igrzysk?

Piotr Nurowski:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO