– Lech Wałęsa pod wrażeniem pojawienia się na scenie byłego esbeka Graczyka nieświadomie sam przyznał się do współpracy ze służbami PRL – mówi „Rz” były opozycjonista Krzysztof Wyszkowski.
Chodzi mu o poniedziałkową rozmowę byłego prezydenta z Moniką Olejnik w „Kropce nad i”. – Kontrwywiad pytał się mnie o Żydów, o Niemców, czy na statkach nie zauważyłem, że ci instruują, ci rozmawiają, ci przywożą bezdebitowe rzeczy. Ja zapomniałem w ogóle o tym – mówił Wałęsa pytany o kontakty z kpt. Edwardem Graczykiem.
Do tej pory Wałęsa publicznie nie poruszał tematu ewentualnych kontaktów z kontrwywiadem PRL. Nie pisze o nich też w najnowszej autobiografii „Droga do prawdy”. Zapewnia, że o tamtej sytuacji przypomniał sobie dopiero 19 listopada tego roku podczas przesłuchania Graczyka.
– On kiedyś twierdził, że się w ogóle nie spotykał z funkcjonariuszami, że nie brał pieniędzy, że nie był agentem. Dziś mówi zupełnie coś innego – twierdzi Wyszkowski i dodaje, że w grudniu 1970 r. werbowano robotników pod pretekstem obrony ojczyzny przed zagrożeniem niemieckim. – Znam przypadki osób, które dały się tak podejść, ale kiedy się okazało, że mają donosić na kolegów, zerwały współpracę. Lech Wałęsa nie miał takich oporów, brał za to pieniądze.
Były prezydent nie znalazł wczoraj czasu, by odnieść się do słów Wyszkowskiego. Zrobił to szef jego instytutu Piotr Gulczyński. – To, co ten pan mówi, jest kompletnie bez sensu. Nie ma żadnych nowych faktów. Lech Wałęsa cały czas konsekwentnie i do znudzenia powtarza, że nigdy nie współpracował z SB – mówi „Rz”.