Gdyby wierzyć we wszystko, co czescy piłkarze mówili tamtejszym dziennikarzom przed wyjazdem do Mariboru, można by pomyśleć, że na mecz ze Słowenią wybrał się nie faworyt grupy, ale drużyna na dorobku, która będzie zadowolona, jeśli obroni remis.
Trener Petr Rada wolał chwalić przeciwników, niż mówić o swoich piłkarzach, kapitan Tomas Ujfalusi zapowiadał, jaki wysiłek czeka w Słowenii jego samego i pozostałych obrońców.
[wyimek]Od soboty Portugalczykom i Francuzom może pozostać tylko wiara w cud [/wyimek]
Czesi pamiętają, że jesienią w Teplicach pokonali Słoweńców tylko 1:0. Wiedzą, że przyjechali do rywala, który u siebie jeszcze nie stracił w tych eliminacjach punktu. Nie przywiązują się do myśli, że to oni grają w wielkich europejskich klubach, a Słoweńcy w przeciętnych. Nie przeceniają też problemów rywala, osłabionego kontuzjami m.in. bramkarza Samira Handanovicia, Saszy Radoslavljevicia, Branko Ilicia, dyskwalifikacją za żółte kartki Miso Brecki i Marko Sulera.
– Nie wydaje się mi, żeby to był szczególny problem dla Słowenii – mówi Petr Cech. Trener Rada chwali przeciwników, zwłaszcza Milivoje Novakovicia, przypominając z jaką łatwością Słoweniec strzela w Bundeslidze gole dla FC Koeln.