Więcej pieniędzy, więcej ludzi, większa elastyczność i zawężony cel misji – tak pokrótce można opisać nowy kierunek polityki wobec Afganistanu, który nakreślił Obama w przemówieniu transmitowanym w piątek na żywo przez wszystkie kanały informacyjne w USA.
George W. Bush uważał, że celem koalicyjnej misji w tym kraju powinna być budowa społeczeństwa obywatelskiego. Według Obamy takie zadanie jest stanowczo zbyt szerokie. – Nasz cel jest jasny i zwięzły: zdezorganizować, rozbić i pokonać al Kaidę w Afganistanie i Pakistanie oraz zapobiec jej powrotowi – oświadczył.
Nowa administracja planuje, że wydatki wojskowe, sięgające obecnie około 2 mld dolarów miesięcznie, wzrosną o 60 procent. Nie oznacza to jednak zwiększenia nacisku na działania wojenne, lecz przesunięcie ciężaru misji na szkolenia afgańskich żołnierzy i policjantów. Obama chce, by w ciągu dwóch lat Kabul dysponował dobrze przygotowaną armią, liczącą 134 tysiące ludzi, i 82 tysiącami policjantów.
– Nasi dowódcy doskonale zdawali sobie sprawę, jakich środków potrzebują na te szkolenia, ale nie dostawali ich z powodu wojny w Iraku. Teraz to się zmieni – oświadczył Obama, zapowiadając wysłanie do Afganistanu dodatkowych 4 tysięcy żołnierzy (to kolejne posiłki po niedawno zatwierdzonych 17 tysiącach). W ich ślady mają ruszyć setki ekspertów cywilnych, którzy będą pracować na rzecz rozwoju kraju.
Prezydent nie wykluczył rozmów z umiarkowanymi ugrupowaniami talibów. – Nie będziemy ślepo trzymać się kursu – oświadczył, odnosząc się do polityki swego poprzednika. Podkreślił też, że liczy na wsparcie sojuszników. Nie musi chodzić o zdolności bojowe – pomoc w szkoleniu i zaopatrywaniu afgańskiego wojska jest dla Waszyngtonu równie ważna.