[b]Rz: „Wyrwali nam z korzeniami duszę, serce, wszystko” – tak jeden z bohaterów pana książki „Repatrianci” mówi, żegnając się ze swą pozostawioną za Bugiem, spaloną wsią. Tak właśnie wyglądały te pożegnania?[/b]
Przerażenie i rozpacz. Walił się świat pod nogami. Wokół spalone chaty, świątynie, szkoły, trupy i zapach śmierci. Wszystko spopielone albo zagrabione. Ucieczka w popłochu, a po drodze nowa krew i nowe ofiary. Setki wsi, dziesiątki tysięcy ludzi. Później okazało się, że blisko 200 tysięcy wymordowanych dzieci, starców, kobiet z odciętymi piersiami i wydłubanymi oczami. Ból tym większy, że cios zadali sąsiedzi. Straszliwe poczucie oszustwa, zdrady. Nie dało się tego pojąć.
[b]Inny bohater tej książki mówi o opuszczanej wsi „To ziemia naszych dziadów! Ziemia naszych grobów!”. Czy przesiedleńcy – nazywani repatriantami – poczuli się w swych nowych domach, nowych wsiach, u siebie?[/b]
Fałszywie nazwano nas repatriantami. Byliśmy wygnańcami. A tytuł mojej powieści wziął się ze względów cenzuralnych. Przywieźli nas bydlęcymi wagonami na ziemie zachodnie, nieznane, niepewne. Baliśmy się, że wrócą Niemcy, ale i mieliśmy nadzieję, że kiedyś my wrócimy na swoje. To nowe było trudne do zaakceptowania. Nie ta przyroda, powietrze, ziemia, zapachy. Przez długie noce towarzyszyły nam straszne sny, krzyki, lęki, zasłaniane okna, podpierane od środka kołkami drzwi. Poczucie tymczasowości trwało do 1956 r.
[b]Czy pana zdaniem dziś widać obecność dawnych repatriantów na Ziemiach Odzyskanych? Czy dzięki nim te tereny różnią się od Mazowsza, Wielkopolski, Małopolski?[/b]
To byli ludzie otwarci, szczerzy, z własną tradycją, z pewną odmiennością językową i ogromnym przywiązaniem do Kościoła, a także z doświadczeniem komunizmu. Pierwsi przekonali się po 17 września 1939 r., że sowiecki system opiera się na kłamstwie. Do dowodów osobistych wpisano nam: urodzeni w ZSRR. Kresowianie sprzeciwiali się zakładaniu kołchozów. Znali nędzę i destrukcję materialną i duchową, którą one niosą. Synowie Kresowian tworzyli antykomunistyczne organizacje młodzieżowe w szkołach średnich. Tak było w mojej szkole, w Dębnie Lub. Dziś działają stowarzyszenia kresowe, przypominają o wielkości i znaczeniu zagrabionych ziem dla polskiej nauki i kultury. Bez Kresów, wytępionej inteligencji, nie da się zrozumieć wielu procesów i zjawisk współczesnych.
[b]Na ile trwa w naszym kraju pamięć o Kresach Wschodnich?[/b]