Restauracja Summers w Arlington, sportowa knajpa na przedmieściach Waszyngtonu. Na kilkunastu telewizorach wyświetlane są tu transmisje futbolu amerykańskiego, koszykówki, hokeja, Formuły 1 czy boksu. A co z kibicami piłki nożnej? – Dotąd ściągali tutaj głównie, gdy grała Barcelona czy Real Madryt – wyjaśnia ciemnowłosa kelnerka o azjatyckiej urodzie.
Teraz fanów europejskiego futbolu jest jednak dużo więcej, bo restauracja to jeden z „oficjalnych amerykańskich barów piłki nożnej”. W takich miejscach można na żywo obejrzeć wszystkie mecze, mimo że niektóre zaczynają się już o 10 rano lokalnego czasu.
[srodtytul] Nic, ciągle nic [/srodtytul]
Właśnie o tej porze rozpoczął się w środę rozstrzygający o wyjściu z grupy mecz USA z Algierią. – Specjalnie wziąłem wolne, żeby to zobaczyć – opowiada nam Sjuvon. Podobnych urlopowiczów było tego dnia więcej i mało kogo obchodziło, że dokładnie w tym samym czasie Barack Obama rozprawiał się z generałem McChrystalem.
– Naprawdę nie zdobyliśmy gola w meczu z Algierią? – pytał z niedowierzaniem prowadzący program w CNN, podkreślając nazwę kraju, który przeciętnemu Amerykaninowi nie kojarzy się bynajmniej z państwem mogącym wyeliminować z turnieju supermocarstwo.