Na dodatek w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia ubiegłego roku zginęło dwoje wiceszefów Sojuszu: Jerzy Szmajdziński i Jolanta Szymanek-Deresz. Również i te wakaty nie zostały zapełnione. Dlaczego?
– Grzegorzowi Napieralskiemu jest to na rękę. Ma tylko dwoje wiceprzewodniczących: Katarzynę Piekarską, z którą niezbyt się liczy, i Longina Pastusiaka, który jest z Gdańska. Nie musi zwoływać kierownictwa i konsultować z nimi swoich decyzji. W rzeczywistości po prostu rządzi sam – mówi niezadowolony z tego członek władz partii.
Józef Oleksy z SLD nie rozumie, dlaczego Napieralski nie uzupełnia statutowych władz.
– Nie uważam, żeby to było dobre – zaznacza były premier. – Po pierwsze, partia powinna mieć szeroki zespół liderów, a wiceprzewodniczący się do nich zaliczają. Poza tym skład kierownictwa jest ściśle określony w dokumentach partyjnych i należy się tego trzymać.
Z informacji „Rz" wynika jednak, że w partii nie ma dyskusji na ten temat. – Nikt się nie chce wychylać, bo nadchodzi czas układania list wyborczych i można z nich wylecieć za poruszanie niewłaściwych tematów – mówi nasz rozmówca z Sojuszu.
Rzecznik partii Tomasz Kalita twierdzi, że brak wiceprzewodniczących nie wynika ze złej woli lidera. – Przymierzaliśmy się, ale jakoś się nie złożyło – mówi. – Najpierw była żałoba, później wybory prezydenckie i samorządowe. Nie było czasu na wybory wiceszefów. Odbywały się posiedzenia Rady Krajowej, ale poświęcone innym tematom.