W Libii są obecnie trzy rodzaje rebeliantów. Pierwszy to lekarze, inżynierowie, profesorowie i przedstawiciele róż- nych zawodów, którzy zgłosili się na ochotnika, by walczyć o wolność, a po zakończeniu walk wrócą do swoich zajęć. Druga grupa to ci, którzy będą mogli teraz wstąpić do armii i w zależności od wykształcenia i umiejętności otrzymają stosowną rangę. Trzecia to re- belianci o politycznych aspiracjach, którzy będą mogli zakła- dać partie lub wstępować do różnych ugrupowań. Ja propaguję organizację o nazwie Na- tional Democratic Trend. Chciałbym, żeby zrzeszyła wszystkich, którzy chcą pracować nad sukcesem politycznej i gospodarczej transformacji kraju. Dopiero co wróciłem z Bengazi, gdzie spędziłem dwa tygodnie, rozmawiając z islamistami, zwolennikami państwa świeckiego, liberalnymi demokratami. Istnieje powszechna zgoda na stworzenie organizacji, która zrzeszałaby wszystkie demokratyczne siły. Wszyscy muszą zrozumieć, że należy położyć kres przemocy. Jestem przekonany, iż rewolucja sama oczyści się z bardziej radykalnych elementów.
Libijczycy unikną krwawych aktów przemocy, które targały Irakiem po obaleniu Saddama Husajna?
Sądzę, że tak. Po inwazji na Irak doszło do kompletnego rozpadu systemu, do podziału społeczeństwa na odłamy religijne i do aktów przemocy. W Libii nie dojdzie do podziału. Próbował do niego doprowadzić Kaddafi, ale mu się nie udało. Potem próbował grać podziałami plemiennymi, ale i to nie przyniosło rezultatów, bo żadne plemię nie przyszło mu na ratunek. Nie spodziewam się konfliktu na tym tle. Jeśli spojrzymy na wyzwolony wcześniej wschód, to akty krwawej zemsty były tam rzadkie. Konieczny będzie proces pojednania, którego częścią będą procesy osób odpowiedzialnych za zbrodnie podczas obecnej wojny, a także w czasie 42 lat rządów Kaddafiego.
Czy istnieje ryzyko, że islamiści przejmą sukces libijskiej rewolucji?
W Libii nie mogą liczyć na poparcie wyższe niż 25 – 30 procent. To za mało, by mieli szansę na przejęcie kontroli nad krajem.
Co powinno zrobić NATO?