Do dokumentu dotarł dziennik "Fakt". Czytamy tam, o przypadkowo spiętych ze sobą próbkach pobranych z ciał ofiar smoleńskiej tragedii. Nieopisanych fiolkach i nieczytelnych oznaczeniach.
Przekazane przez Moskwę próbki pobrane od ofiar mają znajdować się w tak w fatalnym stanie, że nie wiadomo, czy biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Sehna będą w stanie na ich podstawie przeprowadzić zlecone przez prokuraturę badania toksykologiczne.
Wojskowi śledczy zlecili biegłym przeprowadzenie badań toksykologicznych na obecność alkoholu, środków odurzających oraz hemoglobiny tleknowęglowej w ciałach 21 ofiar, w tym członków załogi oraz funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Tymczasem próbki przekazane prokuraturze przez Rosjan znajdują się w skandalicznym stanie.
W przypadku większości z nich brakuje opisów na nakrętkach i metryczkach, napisy są często nieczytelne, a nalepki poodklejane! Wiele dowodów w pojemnikach jest byle jak pospinanych gumkami. „Dowody 727, 728, 729 i 730 połączone były gumką" – czytamy w dokumencie. „ Opis na metryczce – brak, opis na na kretce – brak". "Dlatego z powodu bałaganiarstwa Rosjan w ogóle nie wiadomo, czy odpowiednie próbki rzeczywiście pochodzą od osób, do których w Moskwie zostały przypisane. Nie mówiąc już o tym, że przeprowadzenie miarodajnych i wiarygodnych badań próbek tak fatalnie oznaczonych może okazać się po prostu niemożliwe" - sumuje "Fakt".
– Mogę powiedzieć, że próbki przekazane przez Rosjan znajdują się w bardzo złym stanie i według wielu ekspertów przeprowadzenie zleconych przez prokuraturę badań może okazać się niemożliwe – powiedział "Faktowi" mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Prokuratura bardzo niewiele mówi na temat zleconych ekspertyz. Śledczy przekazują jedynie, że zlecili takie badania, jednak nie tłumaczą, jaki jest powód przeprowadzenia takich ekspertyz.