Rz: W Polsce zapowiedziano wielkie manewry wojskowe. ?W ich trakcie żołnierze mają ćwiczyć radzenie sobie z problemami na granicy polsko-ukraińskiej. Jak właściwie wyglądają nasze przygotowania na ewentualne zagrożenie ze wschodu?
Paweł Soloch:
Oficjalnie w kraju mamy pół miliona rezerwistów. Ale większość z nich nie ma żadnego przeszkolenia wojskowego, nie nadają się więc do wysłania na front. Trzeba by ich kilka miesięcy uczyć. Nawet jeśli zaognianie konfliktu trwałoby dwa miesiące, to w takim czasie nie można wyszkolić żołnierza. ?To w czasie II wojny światowej w Armii Czerwonej szkolono żołnierzy sześć tygodni i wysyłano na front. Tyle że znali oni tylko podstawy musztry i potrafili strzelać z karabinu, to nie byli wykwalifikowani żołnierze.
A kiedy na przykład mogą zarekwirować nam samochód na potrzeby wojska?
Może się to odbyć na drodze przymusowej, ale tylko w razie jednego ze stanów nadzwyczajnych, klęski żywiołowej czy stanu wojny. Wtedy zawieszona jest część praw obywatelskich. Z tym że to nie jest najlepsze rozwiązanie. W wielu państwach zachodnich oddawanie sprzętu ma charakter dobrowolny – właściciele wcześniej deklarują, że w przypadku klęski żywiołowej czy zagrożenia swoje środki oddają do dyspozycji władz, a w zamian za to mogą mieć pewne ulgi podatkowe. W Polsce te rzeczy są niedopracowane.