W minionym tygodniu w Łomży lider PiS odkrył karty. To było chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów uzupełniających do Senatu, które wygrała Anna Maria Anders. Kaczyński tryumfował, bo wcześniej zapowiedział, że to głosowanie będzie jak referendum nad dotychczasowymi działaniami nowego rządu.
– Oni Polską gardzą. Chcą być kimś innym. Mówią, że są Europejczykami, tak jakby byli jacyś Europejczycy bez narodowości – mówił o politycznych przeciwnikach. – Chcą odrzucić Polskę. Ale nie działają bezinteresownie. Za tym ruchem stoją siły, które chcą utrzymać Polskę jak najniżej, by służyła innym, by była kolonią. Nie będziemy kolonią i niech nikt nie spodziewa się od PiS, że się na taki status zgodzi. (...) Polska pod naszymi rządami na to się nie zgodzi. Nie zgodzimy się na upokarzanie Polaków. Sami będziemy rozwiązywali polskie sprawy, ale bez obcej interwencji. Niech nikt nie powołuje się na przyjaźń – dodał.
Obsesja państwa podległego
To był wykład o świecie dwóch biegunów. Z jednej strony szlachetna Polska, z drugiej strony podstępni obcy. Układ, w którym można się wybić na prawdziwą niepodległość tylko własnymi siłami, pokonując kłody, które rzuca zagranica.
Gdy jesienią zeszłego roku powstawał rząd Beaty Szydło, zapowiedzi były inne.
– W Europie wszyscy zdają sobie sprawę, że po wyborach Polska nie zmienia strategicznej orientacji, której fundamentem jest NATO i Unia – mówił wówczas „Rz" typowany na ministra ds. europejskich Konrad Szymański. – Dostrzegamy rolę Niemiec jako kluczowego kraju w zjednoczonej Europie. Wiele nas łączy.