Reklama

Jarosław Kaczyński mógł być politykiem wielkiego formatu

Silnej pozycji Polski nie da się zbudować w opozycji do Zachodu. To fundamentalny błąd prezesa PiS

Aktualizacja: 16.03.2016 16:47 Publikacja: 15.03.2016 17:58

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

W minionym tygodniu w Łomży lider PiS odkrył karty. To było chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów uzupełniających do Senatu, które wygrała Anna Maria Anders. Kaczyński tryumfował, bo wcześniej zapowiedział, że to głosowanie będzie jak referendum nad dotychczasowymi działaniami nowego rządu.

– Oni Polską gardzą. Chcą być kimś innym. Mówią, że są Europejczykami, tak jakby byli jacyś Europejczycy bez narodowości – mówił o politycznych przeciwnikach. – Chcą odrzucić Polskę. Ale nie działają bezinteresownie. Za tym ruchem stoją siły, które chcą utrzymać Polskę jak najniżej, by służyła innym, by była kolonią. Nie będziemy kolonią i niech nikt nie spodziewa się od PiS, że się na taki status zgodzi. (...) Polska pod naszymi rządami na to się nie zgodzi. Nie zgodzimy się na upokarzanie Polaków. Sami będziemy rozwiązywali polskie sprawy, ale bez obcej interwencji. Niech nikt nie powołuje się na przyjaźń – dodał.

Obsesja państwa podległego

To był wykład o świecie dwóch biegunów. Z jednej strony szlachetna Polska, z drugiej strony podstępni obcy. Układ, w którym można się wybić na prawdziwą niepodległość tylko własnymi siłami, pokonując kłody, które rzuca zagranica.

Gdy jesienią zeszłego roku powstawał rząd Beaty Szydło, zapowiedzi były inne.

– W Europie wszyscy zdają sobie sprawę, że po wyborach Polska nie zmienia strategicznej orientacji, której fundamentem jest NATO i Unia – mówił wówczas „Rz" typowany na ministra ds. europejskich Konrad Szymański. – Dostrzegamy rolę Niemiec jako kluczowego kraju w zjednoczonej Europie. Wiele nas łączy.

Reklama
Reklama

Licząc, że w PiS taki właśnie program weźmie górę, z krytyką nowej ekipy długo wstrzymywali się nasi czołowi sojusznicy, przede wszystkim Stany Zjednoczone i Niemcy.

Ten etap, niestety, mamy już za sobą. W zeszłym tygodniu rzecznik Departamentu Stanu John Kirby przyznał „Rz": – Przekazaliśmy nasze zaniepokojenie tym, co się dzieje w Polsce, jeśli chodzi o przestrzeganie zasad państwa prawa.

Z Kaczyńskim spotkał się też w tej sprawie ambasador USA w Polsce Paul W. Jones.

Niemcy z takimi deklaracjami wolą się wstrzymywać, ale w kluczowych sprawach, jak Nord Stream 2, kryzys uchodźców czy polityka wobec Ukrainy, Berlin nie bierze pod uwagę opinii naszego kraju. Partnerstwo przez Odrę staje więc pod znakiem zapytania.

Bezpośrednim powodem tej zmiany jest spór o Trybunał Konstytucyjny, odrzucenie przez rząd rekomendacji Komisji Weneckiej, obawy o państwo prawa. Ale przyczyny są głębsze. Czołowi przedstawiciele rządu i sam Kaczyński zdają się podważać fundament polityki zagranicznej Polski po 1989 r., jakim było nie tylko pojednanie z Niemcami i sojusz z Ameryką, ale przede wszystkim układ: wy przyjmujecie założenia liberalnej demokracji i otwartej gospodarki rynkowej, a my dajemy wam przepustkę do świata Zachodu. To dzięki temu jesteśmy dziś czterokrotnie bogatszym krajem niż Ukraina. A co ważniejsze krajem bezpiecznym.

Nie tylko autostrady

W tym tygodniu szef MON Antoni Macierewicz oburzał się na Amerykanów: – Ludzie, którzy budowali swój kraj dopiero w XVIII wieku, mówią nam, czym jest demokracja, narodowi, który miał struktury demokracji przedstawicielskiej już w XIII i XIV wieku.

Reklama
Reklama

Wcześniej szef dyplomacji Witold Waszczykowski uznał, że senator John McCain, autorytet republikanów, jest „niedoinformowany", skoro wysyła do Warszawy list z wyrazami zaniepokojenia o sytuację w Polsce.

– Musimy być godnym państwem, godnym narodem i nie możemy się zgodzić na status państwa podległego – mówił w podobnym duchu prezes PiS.

Kaczyński, Macierewicz i Waszczykowski zapominają, że Amerykanie są gotowi bronić Polski, a Niemcy finansować budowę autostrad nie tylko z powodów strategicznych i gospodarczych. Przynajmniej równie ważne jest tu poczucie wspólnoty wartości. McCain czy prawnicy z Wenecji mogą oczywiście się mylić w tym czy innym punkcie, ale nie ma fundamentalnie nic złego w tym, że wyrażają obawy o stan demokracji w Polsce.

Gdyby podchodzili do kondycji państwa prawa w naszym kraju równie obojętnie, jak traktują łamanie praw człowieka w Egipcie czy Arabii Saudyjskiej, naprawdę należałoby się bać. Płynące z Waszyngtonu sygnały, że Amerykanie mogą zrewidować plany wojskowe w Polsce z powodu sytuacji politycznej w kraju, i tak już są bardzo niepokojące.

Politycy PiS chętnie krytykują Komisję Europejską za wszczęcie procedury badania stanu demokracji w Polsce, ale bez tejże Komisji i wspólnych reguł, jakie narzuca zjednoczonej Europie, znacznie silniejsze od nas kraje jak Niemcy czy Francja po prostu by nas znokautowały gospodarczo i politycznie. Nie tylko nie byłoby rozwoju infrastruktury dzięki funduszom unijnym, ale i niezwykłej ekspansji naszego eksportu, wyjazdu milionów Polaków za pracą na Zachód, jednakowych reguł konkurencji dla firm zachodnich i polskich. Jednym słowem, podstaw siły, jaką uzyskał w ostatnim czasie nasz kraj.

Tam, gdzie zasady wspólnotowe nie istnieją, jak w polityce zagranicznej, efekt jest jednoznaczny: o relacjach z Rosją i Ukrainą decydują Niemcy i Francja, a Polska nie ma głosu. Pozostają absurdalne frazesy o Rosji, która dopuściła się aktu terroryzmu w Smoleńsku, bezsilne apele o zwrot wraku tupolewa. Wyrazy wyjątkowej słabości osamotnionej Polski w relacjach z Kremlem.

Reklama
Reklama

– Modlimy się, aby Polska znów miała dobre stosunki z Brukselą. Tylko tak może być skutecznym sojusznikiem naszej sprawy – mówią zdesperowani ukraińscy dyplomaci.

W powojennej historii Europy było kilku wybitnych polityków, którzy, tak jak dziś Kaczyński, postawili sobie za cel wydźwignięcie krajów z głębokiego kryzysu. Mistrzem okazał się chyba Charles de Gaulle. Choć Francja sromotnie przegrała z Hitlerem kampanię 1940 roku, w okupowanym kraju ruch oporu był minimalny, a reżim Vichy współpracował z Hitlerem, to dzięki generałowi republika została włączona do wąskiego grona czterech pogromców III Rzeszy. Później de Gaulle wielokrotnie podejmował decyzje wbrew potęgom Zachodu. Wyprowadził Francję ze zintegrowanych struktur wojskowych NATO, flirtował ze ZSRR. Ale znał granice, poza które lojalny sojusznik USA wyjść nie może. Wiedział też, że Francja może być wielka tylko wielkością Unii: to była logika traktatu elizejskiego, jaki zawarł w 1963 r. z Konradem Adenauerem, punkt wyjścia francusko-niemieckiego pojednania i fundament trwającego do dziś wspaniałego projektu integracji europejskiej.

Thatcher nigdy nie była przeciw Unii

U Margaret Thatcher odnajdujemy to samo myślenie. W 1979 r. przejęła kraj w głębokim kryzysie, na kacu po utracie imperium, ze sparaliżowaną przez związki zawodowe gospodarką. Wygrana wojna o Falklandy, radykalne ograniczenie składki do unijnego budżetu, uwolnienie potencjału brytyjskiego biznesu – wszystko to przywróciło wiarę Brytyjczyków we własny kraj. Ale Żelazna Dama nigdy nie miała złudzeń, że w świecie końca XX wieku Wielka Brytania jest czymś więcej niż krajem średniej wielkości, który może budować silną pozycję tylko w ramach szerszej, europejskiej wspólnoty.

– Nigdy nie wspominała o możliwości wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii, zawsze mianowała proeuropejskich ministrów – mówił niedawno „Rz" Kenneth Clarke, jeden z najbliższych współpracowników Thatcher i jej kolejnych konserwatywnych następców.

Właśnie dlatego premier podpisała się pod jednolitym aktem europejskim, przekazywała Brukseli kompetencje o bezprecedensowej skali, znosząc ochronę przepływu towarów, usług, kapitału i ludzi.

Reklama
Reklama

Helmut Kohl nie stawiał sobie za cel przywrócenia wielkości Niemiec, ale opatrzność powierzyła mu takie właśnie zadanie. Wykorzystał krótki okres słabości Związku Radzieckiego dla zjednoczenia kraju. W ten sposób w środku Europy powstał 80-milionowy kolos z największą gospodarką we Wspólnocie. Ale tak jak wcześniej de Gaulle i Thatcher także kanclerz zdawał sobie sprawę, że rozwój integracji europejskiej leży w żywotnym interesie Niemiec. To ta logika kazała mu przystać na propozycję Francois Mitterranda, porzucić markę na rzecz euro, zbudować unię walutową, która ostatecznie zakotwiczyła Republikę Federalną Niemiec w europejskim projekcie.

Strategiczne decyzje de Gaulle'a, Thatcher i Kohla do dziś są podstawą potęgi Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Przykład niewydolnego państwa włoskiego, które nie doczekało się wielkiego reformatora, pokazuje, jak duże są zasługi tej trójki. To jest typ zmian, o których z pewnością marzy Kaczyński, gdy myśli o przyszłej Polsce.

Ale są też we współczesnej Europie politycy, którzy, jak lider Partii Niepodległościowej Zjednoczonego Królestwa Nigel Farage czy przywódca holenderskiej Partii Wolności Geert Wilders, próbowali dojść do władzy aby budować potęgę swoich krajów niejako na własną rękę, w opozycji do Zachodu. To nie były trwałe konstrukcje, ich autorzy niedługo mogą pójść wręcz w zapomnienie. Z Kaczyńskim, jeśli nie pojedna się z Europą, z Zachodem, może być podobnie.

Wydarzenia
Zrobiłem to dla żołnierzy
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama